niedziela, 3 października 2021

Radość, groza, zabawa, spełnione marzenia.

 


W tym odcinku 'Madre i jej córa' możecie się spodziewać:

  • Grozy.
  • Śmiechu, bądź choć uśmiechu, bądź choć lekkiego uniesienia warg ku górze.
  • Zaskoczenia.
  • Miłych odczuć w okolicy brzucha i serca.
  • Nadmorskiego klimatu.
  • ŚMIECIARKI!
🙟🙝



Nastąpił dzień, na który czekała córka, czyli ja. Madre postanowiła wypowiedzieć słowa, na które czekałam z utęsknieniem, a brzmiały one, jak najpiękniejsza pieśń baśni, czyli: 'Jedziemy do Łeby.'






Oczy mi się zaświeciły, w wyobraźni już się pakowałam. Obliczyłyśmy wydatki, ja zapłaciłam za nocleg, a madre resztę i nie chciała słyszeć protestów, że coś jej kupię w prezencie...do tego jeszcze wrócimy.
Nocleg zamówiony w czerwcu, nocleg stracony. Nagle, zacnego wiosennego dnia zadzwoniła właścicielka pensjonatu 'Muszelka', który bardzo lubimy i zapytała, czy zgodziłybyśmy się- tu następuje pauza i dzwonię do mamy, bo chyba coś poknociłam, także chwileczkę- Tak...poknociłam. :D
W czerwcu nie pojechałyśmy, ponieważ nie było żadnego od nas i z okolic sensownego dojazdu. Przenieśliśmy wyjazd na lipiec. No i wracając...
Nagle zacnego wiosennego dnia zadzwoniła właścicielka pensjonatu 'Muszelka', który bardzo lubimy i zapytała, czy zgodziłybyśmy się zmienić datę przyjazdu o trzy dni. Akurat trafiła jej się ogromna grupa turystów, a to spora okazja. Właścicielka przedstawiła to dogłębniej i bardzo miło. Poszłyśmy na ugodę. Właścicielka załatwiła nam nocleg na te trzy dni w innym pensjonacie. Zaś ten drugi pensjonat okazał się za płotem 'Muszelki'. Także trzy dni spędziłyśmy u sąsiadki, miło ugoszczone, a potem przeszłyśmy za płot. Śmiałyśmy się z tego. Czułyśmy się, jakbyśmy po trzech dniach kończyły wakacje i tego samego dnia zaczynały nowe. 













Obie czujemy to samo, jesteśmy tam takie szczęśliwe. Łeba jest nam bardzo bliska, jest naszym miejscem. Mama orientuje się, co gdzie jest, jakby tam mieszkała, a ja podziwiam jej uśmiech i radosne spojrzenia. Jak zawsze w tym miejscu na ziemi zapytałam:
'No i co, mogłabyś tu mieszkać?'
'Ja już tu dwa domy na sprzedaż widziałam'.
hahaha









Ja to miałam z mamą przeboje. Wracając do prezentu dla Niej.
'Chcę Ci coś kupić.'
'Ale cooooo... No może sukienkę, taką letnią.'
'Idziemy szukać.'
'Może tu wejdziemy?'- patrzy, patrzy, patrzy.
Czekam.
'A wiesz tu jakoś za mało miejsca, wejdźmy tam."
Znajdując się ok. 30 sekund w danym sklepie, słyszę:
'Wychodzimy! Tu NIC dla mnie nie ma.'
Nasze kroki zawędrowały do straganu.
'No może ta....nie, choć TA mi się podoba, ale nie...wszystko takie krótkie i na glisty.'
Kupiła bluzkę, w której wygląda pięknie.
Kupiła za swoje.
'Ale to ja chce Ci coś kupić.'
'No chciałabym tę sukienkę.'
Dzień nadziei.
'Ta, ta jest piękna, widzisz?'
'Bardzo ładna.'
'Ale nie, jakaś taka...'
W rezultacie nic nie kupiła, jest boska. :)


Chciałabym coś ogłosić, a mianowicie 20 lipca 2021 roku około godziny 10 rano zobaczyłam coś, co wpłynęło na mnie, jakbym dostała od Losu cały las szczęścia. Jadąc ciufcią, zerknęłam sobie w prawo, a tam, czyżby, czy to możliwe... o mój Boże...TAAAAK.
Facet szedł ubrany w bluzkę AWOLNATION i to taką kolekcjonerską. Tylko prawdziwy fan może taką mieć. Było tylko parę egzemplarzy, on go miał na sobie. hahaha Ten, kto zna mnie dłużej, to wie, że jestem wielką i wierną fanką tego zespołu. Tu link do posta z jednego z moich najpiękniejszych dni w życiu dla tych, co nie czytali, a chcieliby. Specjalnej róży moc.


Także 20 lipca był idealnym dniem, choć nie tylko dlatego. Uwielbiam wydmy. Przeszłyśmy las, tak bajkowy, że myślałam, iż mi łzy wzruszenia ulecą. Na wydmach, zanim wtaszczyłam się na pisakową górę, usiadłyśmy koło drewnianego słupka. Niedaleko mnie usiadł starszy pan. Zaraz, kiedy wstałam, okazało się, że pan zasłabł, ponoć coś go poważnie ugryzło. Dziękowałam Bogu, że kazał mi wstać. Pan zemdlał, wezwano pomoc. Z tego co wiem, to było potem lepiej i niech ma się pan dobrze. Ceńmy, ceńmy chwile.

 

 
Wracając z wydm, czułyśmy się magicznie. Kopałam mamę wodą, zbierałyśmy kamyki, które kolekcjonuję. Nadmorskie kamyki mają dobrą moc, mówię Wam, wystarczy w nie uwierzyć.



Raz mamę umęczyłam na maksa... Choć winna do końca nie jestem, bo sama się upierała, że chce iść i zaznaczyć pragnę, była zadowolona i dumna z siebie, z nas.
Żeśmy sobie z centrum do Nowęcina poszły i ogólnie sobie spacerowałyśmy cały dzionek tak, że prawie 35 tysięcy kroków zrobiłyśmy. haha To był jedyny raz, kiedy nie poszłyśmy za zachód słońca.

 


 
Zdecydowanie nie jesteśmy turystkami, my lubimy się włóczyć, jak my to mówimy: 'szlajamy się'. ;D
'Chodź, pójdziemy w te pola.'
'Chodź, skręćmy w te zarośla.'
Ileż my uliczek, mało bądź niemal wcale nieodwiedzanych miejsc odkryłyśmy. Niestety z tych miejsc nie ma zbyt zdjęć, bo żyłam chwilą.







Moją ulubioną trasą była ta wybrana przez Madre. Do końca lasu, potem se w lewo skręcimy, gdzie my są, tu musi być jakieś wyjście i takie tam. Doszłyśmy na piękną, niemal pustą plażę. My stałyśmy powyżej w lesie. Szłyśmy leśną dróżką z widokiem na morze. Nagle znalazłyśmy się na mniejszych wydmach. Musiałyśmy przechodzić niemal na czworaka pod drzewem iglastym, było idealnie.



Czas jednak na trochę GROZY.

Jednego wieczornego wieczora, kiedy akurat poczułam wenę do robienia zdjęć, zdarzyło się coś przerażającego. Może wrażliwi powinni to ominąć, nie czytać. ;)

 


 

Ja powiadam...co za bezczelność w wieczorny wieczór się zdarzyła.
Śmieciarka na czele z panami zajmuje się swoją robotą. Ja wchodzę w tym czasie do kałuży wielgaśnej utworzonej  na piasku. Radośnie cykam zdjęcia i widzę coś wielkiego z lewej, śmieciarka, ale nie przez nią poczułam niepokój. Jakoś ci panowie dziwnie patrzą. Cykam kolejne zdjęcia...eee...śmieciarka wchodzi mi w kadr, a panowie coraz weselsi. No i co... hahaha
Śmieciarka mnie goniła po plaży. Wjechali w tę kałużę, śmiali się na całego, ja uciekałam, oni za mną, było zaskakująco i zabawnie. Nie każdy może się pochwalić, że był goniony po plaży przez śmieciarkę. :D

Kochani, nie chcę przedłużać. Było wspaniale. Mamie raz nie było wygodnie, to zażyczyła sobie w żartach, bym jej oparcie z piasku zrobiła i zrobiłam. Matuniu, ale żeśmy się śmiały. Ileż my głupich filmików ponagrywały, głównie do bracika.
Matka i córka, prawdziwe przyjaciółki i to w miejscu, które obie kochamy. Mogłabym pisać i pisać. Jestem ogromnie wdzięczna za te wakacje, za bycie tam razem i raduję się, że obie jesteśmy 'szurnięte'.




Ceńmy.
Bądźmy sobą.
Odkrywajmy.
Popełniajmy błędy.
Uczmy się.
Wzrastajmy.
Dzielmy się.
Dziękujmy.

Dziękuję za bycie tu ze mną i moimi bliskimi. <3

Ps. Zdjęcia z serii, gdzie Agnieszka lubi umieszczać słońce. :D

 
 


 

 


Ps.2...dla wytrwałych. 
Oto co dwie dorosłe kobiety robiły na plaży... rysowały. haha

Mamunia narysowana przez mła.

 

Ja narysowana przez Mamunię. ;D




Dużo dobra dla Was. <3


niedziela, 11 lipca 2021

Chodźcie się zrelaksować- wspólnie.

 


OSTRZEŻENIE!

Autorka tego bloga nie odpowiada za możliwe głupoty, jakie to możliwie przeczytacie. 

Autorka tego bloga ma usilne poczucie, że tekst tego zacnego posta może, aczkolwiek nie musi być nieco 'postrzelony'.

Jednakże autorka tego bloga już stwierdza, iż coś jest nie tak i wszem i wobec oznajmia:

NIE ZNAM TEJ KOBIETY, KTÓRA PISZE TEN TEKST. NIE MAM POJĘCIA, CO TO ONA DZIŚ WYMYŚLI I AŻ SIĘ TEGO BOJĘ. 



Zapraszam. ;)

Dwa stare rowery, dwa naprawdę stare rowery. No dobra, tylko mój jest wiekowy. Jest ze mną od... nawet nie pamiętam, ale byłam znacznie młodsza, bez zmarszczek, bez siwizny, którą niebawem ukryję dzięki cudowi, jakim, jest farba do włosów.

Gdzież to ja tym moim rowerem nie byłam, trochę bagażnik klekocze i słychać z daleka, że zbliża się coś starego. Nie bójcie się tych odgłosów choćby z horroru, to tylko ja i mój rower. Sprawny jest, tylko ten bagażnik, no może jeszcze krzywy koszyk i takie tam, ale ogólnie sprawny i zaznaczam...bezpieczny. Nie oddam, jakby kto chciał. ;D



Moi drodzy, wiele się zmienia. Mnie coś na wieś ciągnie. Tam, gdzie pole długie i szerokie, tam, gdzie lasy, jeziora  i jeszcze ziemniaki posadzone, tam mnie przyciąga. 

Siłą swego siostrzanego wdzięku namówiłam w mig mego drogiego brata (nazywanego Hermano) na wyprawę rowerową.

  • Grudzień

Hermano, w nowym roku powinniśmy więcej jeździć na rowerach, bo zawsze to lubiliśmy.

  • Styczeń

Hermano, trza pojeździć na rowerach niebawem.

  • Luty

Hermano, zaraz można jeździć...na rowerach oczywiście.

  • Marzec

Hermano, idziemy na rowery?

  • Kwiecień

Hermano, to co, idziemy na te rowery?

  • Maj

Rowery?

Hermano: No dobra.

Aj, mój czar zawsze działa z szybkością światła. Nic tylko się wzorować, proszę się nie krępować. ;D



Uważamy oboje, ja i mój zacny brat, że odkrywanie choćby najkrótszej dróżki obok Castorama jest wielką przygodą. Proszę zapamiętać nasze słowa.

Naprawdę uważam, że to niesamowite odkrywać nowe drogi i nawet te bliskie naszego zamieszkania potrafią uszczęśliwić, jakby to było odkrycie wielkiego skarbu. Hm...właściwie jest to odkrycie skarbu.

Raz zauważyliśmy wąską dróżkę wśród pól. Oczywiście weszliśmy w nią. Okazało się, że prowadzi ona na małe wzgórze, z którego widać część naszego miasta. Nigdy tam nie byliśmy, a to zaraz obok.

Zeszliśmy w dół, droga na lewo wyglądała jak tunel, wysokie drzewa i krzaki przytulone nad naszymi głowami. Kto zechce, ten znajdzie w tym ziarnko magii.





Jeśli ktoś stwierdził, że możliwe, iż powyżej opisałam nie tę wycieczkę, na której ma się opierać ten post, to ma całkowitą rację. haha

Muszę się Wam czymś pochwalić, cóż za osiągnięcie. Ja, Agnieszka (która pisze tylko te ładne fragmenty posta) nie stawała co sekundę, by robić zdjęcia. Można bić brawo, na stojąco też przyjmę, choć mogę, być nieco poczerwieniała z powodu lekkiego zawstydzenia.

Kochani, ja celebrowałam oczyma, węchem, słuchem, rozmową z  Hermano i było mi tak dobrze.


Mieliśmy jechać w stronę Wisły, oczywiście znaleźliśmy się zupełnie w innych rejonach i nie mamy pojęcia, jak to się stało.

Mnie najbardziej ucieszyła góra, no wzniesienie. Zawsze mnie ciekawiło, co tam jest po drugiej stronie.

Zobaczyłam.





Szerokie, długie i złociste pola. Odległe domki i nieco bliższe lasy. Ścieżki, obory, bażanty. Czułam się szczęśliwa, oboje byliśmy uśmiechnięci.

Wielu z Was dobrze to wie, ale powtórzę: MAM NAJCUDOWNIEJSZEGO BRATA i kocham z nim podróżować, odkrywać świat.



Marcin wybrał totalnie wiejską dróżkę. Poczułam się, jak za czasów, kiedy spędzaliśmy nasze dzieciństwo na wsi w lubelskim. Nie wiem, jak teraz, ale wtedy te wsie były pełne życia, pełne barw. Dorośli bawili się, jak dzieci, dzieci całe dnie latały po dworze, widząc w zwykłej trawie cały świat baśni.






Mogę miliard razy patrzeć na ten sam kwiat, ale zawsze mnie cieszy, czyż to nie wspaniałe. Wiem, że wielu z Was tak samo myśli. :)



Zobaczyłam biedronki, dużo biedronek. Nie pytajcie dlaczego, ale dla mnie biedronki są symbolem dobra, szczęścia i zwyczajnie są urocze i zwyczajnie mam do nich słabość.



Jechaliśmy tą wiejską dróżką, oboje tak roześmiani. Było cicho, spokojnie, a pola ziemniaków kwitły, kurczę, jakie one są cudne. Oczywiście nie wiedziałam, że to ziemniaki, zapytałam. hehe No cóż, całe życie się uczymy. :)

Tą samą drogą wracaliśmy, ale już pieszo, prowadząc rowery i przyglądając się wszystkiemu.



Nie, to nie wyprawa pełna przygód czy tam na Kostarykę, to wyprawa na przypadkowo odkrytą wieś nieopodal naszego miasta.


Dla nas to wyprawa pełna szczęścia, spokoju i spełnienia.

Nie ma palm, są biedronki, jest idealnie. Uważam, że to, czego potrzebujemy, całkiem często jest blisko nas. Wiem, że nic odkrywczego, ale może akurat komuś to zdanie będzie teraz pomocne.


Chyba nie jest ten post aż tak 'postrzelony'. Nie jest też pełen przygód, jak poprzedni. Ten post jest zwyczajny, choć ukazuje wiele cudów, które nie każdy docenia. Ten, kto jednak te cuda ceni, zatrzymuje się, by je podziwiać, być z nimi, ten chyba wie, czym jest życie. To była idealna wyprawa rowerowa, a największym cudem był mój drogi Hermano. 


Przytulam Was mocno. <3



To wcale nie jest trzecie foto, jakoś tak podobne, ale jednak ciut inne. :)



Przedstawiam kolegę balkonowego, trzeba mu imię znaleźć. Na Puchacza Zbycha się nie zgodził. hahahaha