niedziela, 28 lutego 2021

Mała nauka wiary w siebie od małej dziewczynki.

 


Pewna mała dziewczynka zupełnie w siebie nie wierzyła.

Zwykły dzień w szkole, miejsce, które ją nieco przerażało, stało się dla niej czymś innym.                                Cud, którego wielkości jeszcze nie pojmowała, nie na taką skalę.

Nauczycielka kazała coś namalować. Dziewczynka zupełnie nie miała pomysłu, jednak otwierając farby, coś się odmieniło.

Jakież to magiczne, zamoczyć pędzelek w wodzie, farba nagle staje się płynna, a ja mogę tymi płynnymi kolorami tworzyć kształty.

Pamiętam swój strach, bo namalowałam coś zupełnie innego, niż było zadane, nawet nie pamiętam, cóż to nauczycielka zadała, ale na pewno nie to, co namalowałam. 

Zresztą, ja nie malowałam, ja płynęłam i zupełnie mnie nie obchodziło, co powstaje i czy to w ogóle jest ładne.

Pokazałam swoją pracę i stał się cud, zrobiłam coś pięknego, zostałam pochwalona, a tak długo na to pracowałam. Na obrazie był magiczny ptak. Myślałam, ze to bazgroły, lecz dla mojej nauczycielki to było małe dzieło sztuki.

Pamiętam jej słowa: 'Dałabym Ci siódemkę, gdybym mogła i gdyby istniała taka ocena. Niestety mogę dać Ci tylko 6+.'

Pamiętam, że był to moment, w którym zrozumiałam, że coś potrafię, że jednak jestem wartościowa i mogę coś wartościowego od siebie dać.

Szkoła zawsze była dla mnie trudna, ale tamta chwila była początkiem zmian, o których nie miałam pojęcia przez wiele lat, teraz już mam.

Nadarzyła się okazja odwiedzić swoją podstawówkę. Byłam już pełnoletnia, szłam z Hermano. Zabawnie było zobaczyć swoją szkołę, a jeszcze lepiej było zobaczyć TO. Mój obraz magicznego ptaka w gablocie, podpisany moim imieniem i nazwiskiem. Po tylu latach tam był, on tam był. :)

Obraz, w który ja nie wierzyłam. Cieszyłam się podczas malowania, ale nie wierzyłam w to, co robię. Tamta sytuacja wiele mnie nauczyła, zaczęłam uczyć się wiary w siebie.

Dużo czasu minęło od tej chwili. Zawsze chciałam chwycić za pędzel i wiecie co, tylu z Was maluje, nie mogło być inaczej, pędzle chwycone, dziękuję.

Nie staram się być profesjonalistką, ja płynę, bawię się i często nie mam pojęcia, co ja w ogóle robię. Kocham ten stan zapomnienia, poczucia, że robię coś, co ze mnie w danej chwili wypływa i niech płynie, niech przelewa się na płótno.

Tanie farby, tanie wszystko, ale obrazy pełne mnie, pełne wartości i tak też je postrzegam.

Ten oto kotek to mój pierwszy obraz po latach. Dałam go do mego sklepiku: MAKRAMIANKI Co tam, może kogoś uszczęśliwi, oczywiście trzeba to sprawdzić.

Chciałam przelać w ten obraz magię, którą czułam podczas malowania po tylu latach. Nie miałam pojęcia, że będzie kotek na drzewie. Czułam się jakby w innym świecie i tylko ja miałam do niego dostęp. Nie było mnie, ja byłam w krainie, której cząstkę chciałam ukazać. Czułam się szczęśliwa, czułam się wyjątkowo, jak nigdy wcześniej. 

Cóż w sobie ma to wszystko, nie wiem, ale przyciąga mnie, jakby od zawsze było moją częścią, jakby od zawsze mnie przywoływało. 

Może otworzyłam zakurzone drzwi mojego ja, drzwi, które w środku kryły od zawsze wiele piękna.

Drugi (skończony) obraz powstał dla mej drogiej bratniej duszy Pani A. ;)

Miał być na urodziny, ale dostała go dużo później. Farba mi się zepsuła, było dużo ratowania, a wiedziałam jedno, że podaruję ten obraz dopiero wtedy, kiedy poczuję, iż jest taki jaki ma być. Nie jest idealny, ale jest sercem stworzony. Każda wybrana barwa, niedoskonałość zatuszowana w miarę możliwości, wszystko jest ukazaniem wdzięczności za tę kobietę w moim życiu, za naszą przyjaźń.

Czym jest dla mnie malowanie? Jest płynięciem w głąb siebie.
Chcę malować, biorę kanwę, biorę farby i niech się dzieje magia. Niech płyną moje emocje, takie, jakie są, niech wypływają.
Tak jakbym nie malowała sama, tak jakbym była w krainie, którą znam tylko ja, tym jest dla mnie malowanie.
 



Przytulam Was. <3