poniedziałek, 15 stycznia 2018

Marzenia, cele, wiara. 🎆



Jak to się mówi: 'Nowy rok, nowy początek'. Ja znów myślę nieco inaczej. Nowy dzień, nowy początek. Każda chwila może oznaczać początek czegoś nowego. Każda sekunda ma przecież znaczenie. Dlatego też nie postanowiłam czekać do pierwszego stycznia i wzięłam się za siebie znacznie wcześniej. Napisałam do siebie bardzo szczery list, spisałam cele, marzenia i zaczęłam realizować. Czym 1 stycznia różni się od 17 października?... 😜
Zapraszam na nowy post. 


🙝

Niemal wszyscy robią noworoczne postanowienia. Ja stworzyłam listę rzeczy, które pragnę zrobić całym sercem. Pamiętacie, jak pisałam, że spotkała mnie bardzo duża przykrość? Pewnie wielu z Was wie, jak to jest, kiedy ufacie komuś całym sercem, a tu BOOM. Człowiek zawodzi się na całej linii. Najpierw był szał, potem łzy, znów szał i burza mózgu. Dlaczego, co właściwie się stało? Nie wiem.



Nagle ta cała złość, zawiedzenie przeistaczają się w siłę. Nie zdaję sobie na początku z tego sprawy. Teraz już tak. Zraniono, okłamano, poniżono mnie tak bardzo. Pękłam, coś we mnie pękło.
Poczułam siłę jak nigdy. Teraz w duchu dziękuję za tę sytuację. Czasami musi spotkać nas coś takiego dla wyższego dobra. Czyny i słowa tego człowieka pewnie już zawsze ze mną pozostaną, i z jednej strony dziękuję mu za to. Nieświadomie wiele mi podarował.
Koniec z uzależnianiem szczęścia od innych! To ja odpowiadam za swoje życie. Ktoś się pojawia, ktoś znika. Postanowiłam walczyć o siebie, o bliskich, jak nigdy dotąd. Wiecie co, na razie całkiem dobrze mi to idzie.
Mam świadomość, że pewnie popełnię niejeden błąd, że będę pewnie miała gorsze dni. Jestem tylko człowiekiem, tylko i AŻ.

Wiem też, że nie można się poddawać. Choćbyśmy sami siebie zawiedli, nie może nas to zniechęcić. Liczy się każda chwila. Nie mam zamiaru 'psychopatycznie' skupiać się tylko na celach. :) Zobaczymy, co Bóg dla mnie  ma. Jak to pisała droga Jola z bloga http://dobregoodnia.blogspot.com Trzeba płynąć z nurtem rzeki. Postaram się wyciągać, jak najwięcej z życia, z tego, co ono mi przyniesie.

Chcę jednak podzielić się z Wami niektórymi z moich marzeń, celi na ten rok. Wiele z nich jest kontynuacją z zeszłego roku.



Oglądam, czytam Wasze blogi. W piękne miejsca mnie zabieracie. Serce zaczyna mi szybciej bić. Tak, ja pragnę odkrywać, zwiedzać, poznawać ludzi. Więc jeśli ktoś chciałby się kiedyś spotkać, to śmiało piszcie. :)
Marzę o podróżach bliskich i dalekich. Marzy mi się odwiedzić jakiś pałac. Pragnę wspiąć się na rekordową liczbę szczytów, zamoczyć stopy w morzu, usiąść na ławce w uroczej uliczce, gdzie muzykanci umilają dzień swoją muzyką. Pragnę oglądać gwiazdy,  siedząc na wzgórzu. Pragnę doświadczać życia najpiękniej, jak tylko potrafię. 



Piszecie mi, bym poszła w świat ze zdjęciami. Ja wiem, że jeszcze dużo muszę się nauczyć, ale po co czekać... Mimo lęku chcę spróbować. Niestety ze mną jest taki problem, że nie potrafię się promować, ani nie wiem zbyt gdzie zapukać. Choć parę trików już mi podaliście, za co bardzo dziękuję.

Chcę, by mój angielski wszedł na wyższy poziom. Pracuję nad tym wytrwale. W tamtym roku miałam cel, nauczyć się języka włoskiego. Ależ podoba mi się ten język, a Włochy marzą mi się codziennie.
Nawaliłam po całości. Przyznaję. Nie zniechęciło mnie to wcale. Właśnie kończę drugą lekcję i nie mam zamiaru na tym poprzestawać!

Znów powstaje długi tekst. Och...nie umie jakoś pisać krótszych... By nie  przesadzić, napiszę Wam jeszcze tylko mój jeden cel na ten rok. Ćwiczę jogę z programem Yoga Zone. Jeśli ktoś chce spróbować, to wszystkie odcinki są po polsku na YouTube. 
Jogę ćwiczę od dawna. Jednak nigdy nie skończyłam tego kursu, a wiem, że jest dobry. W tamtym roku przerobiłam połowę kursu, w tym przerobię cały. 
Dla mnie fakt, że potrafię wiele pozycji (asan) jogi zrobić, jest błogosławieństwem. Nie stanę na głowie, czy rękach, ale się powyginam. Dotknę głową kolan. Mam chore stawy i dla mnie dotknięcie głową kolan, to jak skok na linie z najwyższego mostu świata. :D Joga zawsze mi pomaga, pomagała mi również, kiedy niemal nie mogłam się ruszać. Ćwiczyłam ledwie co, ale ćwiczyłam, aż  w końcu zaczęłam powoli ruszać się lepiej i lepiej. Nie można się poddawać. Pamiętam, choroba uzmysłowiła mi:
Nie wiem, czy mi się uda, ale mam wybór. Walczę bądź użalam się nad swoim stanem, obwiniam los i na tym się skupiam. Wybrałam wtedy walkę i już potem zawsze ją wybierałam. Teraz również. Nie wiem, czy uda mi się z fotografią, ale jedyną drogą, by się tego dowiedzieć, jest spróbowanie i to całym sercem.


Postaram się, już się staram żyć 'pełniej'. Każdego dnia zdarzają się jakieś cuda. Widzę ich coraz więcej. Walczę o siebie. To mój czas. Nie będę już uzależniać swojego szczęścia od innych. Ono jest we mnie, zaczynam je dostrzegać coraz wyraźniej. Jakież to piękne uczucie. Nawet nie wiecie, ile siły przypływa do mnie właśnie od Was.

Biorę to, co mam i staram się ' wycisnąć', ile tylko potrafię. Co z tego wyniknie, zobaczymy.

Do następnego kochani moi.