niedziela, 27 sierpnia 2023

KIEDY...

 


Kiedy wiele się dzieje, sporo siły musisz z siebie wykrzesać, nie wiesz, ile to jeszcze potrwa... a tu nagle krzyk.

🙞

Jest wieczór, to coś wydaje takie dziwne dźwięki i to tylko wieczorem.

Czyżby to sowy?

Sowy w naszym mieście i to w samym centrum...

Nagle idąc 'domkami', kiedy słońce zbliża się do ustąpienia miejsca księżycowi, widzisz przelatującą młodziutką sowę. 

Sowy w moim mieście, cała rodzina sów... powinnam się tym martwić? Może.

Ja jednak, jak na dorosłą osobę przystało, poza myślami, czemu one nie w lesie, zaskoczyłam brata tym oto stwierdzeniem:

'Może Harry Potter się narodził...'

'A co jeśli szukają czarodziejów...ej tu jesteeeem.'


🙞

Kiedy obawiasz się podjętej decyzji, pomimo że sercem czujesz, jak warto było ją podjąć i nagle odwiedza Cię ktoś niespodziewany.

Już ubrana do pracy, coś sprawdzam w telefonie i słyszę trzask w okno. O mój Boże, to sikorka, to jest sikorka dziecko.

Leć na dwór.

Ona jednak nie chciała.

Udało mi się ją dać na balkon.

Ona wracała.

Jakaś Ty piękna, czego chcesz sikorko? Czy jesteś dzieckiem tych sikorek, które stołowały się u mnie całą zimę?

Spóźniona do pracy. Sikorka lata po pokoju, śpiewa.

Cała rodzina patrzy, bo czy to nie cud...chwila, którą zapamiętamy.

Złapałam ją w dłonie, postawiłam na balkonie dalej od mych drzwi. Marcin zerknął, przyleciał po sikorkę jej rodzic.

Jestem pewna, że to dziecko przyjaciół, którzy stołowali się u mnie cały zimowy czas.

Niedawno, kiedy spojrzałam na drzewo z naszego balkonowego ogrodu, zobaczyłam trzy sikorki patrzące wprost...dwie duże i jedna mała. To moi przyjaciele.


🙞
Kiedy się nie udaje, bądź ciężko zobaczyć, że jednak postawiłeś krok do przodu, zauważasz, że Twój aster jednak docenił, docenił całą pracę.

Zasadzone z nasion, jedzone przez szkodniki od samego początku. Przesadzane, wymodlone, nie ma mowy, by się poddać, chcę te astry.

Parę miesięcy walki, kiedy nie wiesz przecież, czy coś z tej walki dobrego wyniknie.

One jednak tak po cichu zaczynają Ci ufać, leczyć się, wzrastać, a nawet kwitnąć.


🙞

Kiedy myślisz, że mało potrafisz, inni to mają talenty. 

Spoglądasz na swoją robioną kamizelkę i myślisz:

'Ja to przecież zrobiłam, no ja.'



Pokazujesz z lękiem swoje prace i okazuje się, że znajdujesz ludzi szczerze je doceniających. Ludzi, którzy uświadamiają Ci:

Człowieku, Ty masz talent, pielęgnuj.

Moment, kiedy kolejny raz zrozumiałeś, że spróbowanie jest lepsze aniżeli gdybanie... zawalczyć o siebie, nie zawalczyć...

Postawić na żałuję, że spróbowałam, czy na, a co gdybym spróbowała.


🙞

Kiedy szukasz pomocy i nie potrafisz odnaleźć tego, czego szukasz.

Wiesz, czasami się zastanawiam:

Czy ja jestem pewna, czego szukam...

Odnalazłam wiele odpowiedzi, ulgi, siły, wytchnienia w czymś tak prostym, jak książki, powrót do dawnych hobby.


Ukochany autor Carlos Ruiz Zafon.

Wspaniałe książki. <3


Zaczęłam odnajdywać siebie i wdzięczność za swoje ciało poprzez ćwiczenia Qigong. Czasami mam wrażenie, że odpowiedzi, siła, przytulenie są nam dawane poprzez 'najmniejszych'.


🙞

Sowy dały wiarę.

Sikorki przywróciły poczucie, że jestem na dobrej drodze.

Obrazy, które maluję i o których usłyszycie, spowodowały, że doceniam siebie. Odkrywam to, co było we mnie uśpione, a takie  piękne.

Qigong pomaga mi pokochać swoje ciało, swoją codzienność, którą zresztą szczerze kocham (nie żeby wszystko haha).


Dziękuję sowom, moim sikorkom, drutom, a może raczej palcom, dzięki którym mogę dziergać. Dziękuję mnichowi z YouTube, który nie tylko uczy mnie Qigong, ale i dodaje tyle szczęścia. Dziękuję Astry, uwierzyłyście we mnie, jak i ja w was.

Dziękuję farby, pędzle, dziękuję moja wyobraźni, kocham Was. Tulicie, słuchacie, pomagacie wywalić emocje, wyzwalacie miłość.


Powiedz mi, proszę, co odmienia Twoje życie. 

Czy to ogród Cię przytula w zrozumieniu?

Może to wyklejanki, albo może puzzle sumiennie słuchają Twoich najgłębszych myśli?

Góry pomagają Ci uwierzyć w siebie, uspokajają?

Mam wrażenie, że mamy więcej przyjaciół, którzy wysłuchają, zrozumieją, niż czasami zdajemy sobie sprawę.


Tulu tulu dla Was. 






niedziela, 2 lipca 2023

Uratowana kropelka.

 


'Marcin, czy to nie jest krew?'

Niestety, plamka krwi już zasuszona na podłodze była zaraz koło leku taty, który po wyschnięciu wygląda tak samo, to nas zmyliło. Może tydzień później, patrząc na naszego ukochanego pieska Timmiego, zrozumiałam. Wstał, a w miejscu jego leżenia była taka sama plamka. Po tej plamce pojawiła się kolejna i kolejna. Jeśli jest tu ktoś, kto nie potrafi zrozumieć miłości, jaką można stworzyć ze zwierzęciem, nie musi czytać, bo będzie tego sporo.



Szybka reakcja, wizyta umówiona. To był kwietniowy poniedziałek, dzień wielkiej rozpaczy, dzień wdzięczności. Poprosiłam brata, by wychodząc z gabinetu, dał mi możliwie od razu znać, bo on podczas stresu się uśmiecha, a ja nie chciałam tej chwilowej zmyłki. Wyszedł zapłakany.

Operacja musi być, najlepiej dzisiaj, walczymy o każdą chwilę. Patrzysz na swoje kochane, włochate maleństwo, uśmiecha się do Ciebie, a Ty czujesz takie przerażenie.

Nasza droga pani weterynarz nie wiedziała, co to, wiedziała jednak, że trzeba szybko działać. Szukała dla nas pomocy, szukała chirurga na już.

Ten moment, ten sam dzień... przecież ja pisząc to, mam puls chyba z 300 i przeszklone oczy.... Ten moment, kiedy na niego spojrzałam w swoim pokoju, kiedy on się uśmiechał, a pod nim tworzyła się duża kałuża krwi... Bieg, serce wali młotem, wdech, wydech, by nie zemdleć, bo teraz nie można.

'Marcin, masz telefon, dzwoń do Marzeny (weterynarz).'

'Tato pomóż.'

Wycieram krew. Marcin dzwoni, tata trzyma Timmiego i tamuje krwotok. Krwi, jak w rzeźni i nie przesadzam. Ten widok mnie będzie zawsze prześladował. Od dużego pokoju, aż po same drzwi wejściowe, nie kropelki, a całe kałuże. Szok Timmiego, jego spojrzenie. Z jego penisa lało się, jak z odkręconego kranu na full.

Jedziemy, zostawcie te podłogę- krzyczy Marcin.

Ręczniki, pieniądze, co trzeba. Marcin bierze Timmcia na ręce, sam jest we krwi, nawet ja mam krew na sobie, wszyscy mamy.

Pierwszy przystanek.

Nie wytrzymałam, wybuchłam płaczem.

Wspaniała klinika, wspierający ludzie. Marcin z nimi rozmawia, ja podaję dane, ledwie mówiąc. Oni nie pomogą, nie ma sprzętu, zbierają na to pieniądze. Dali nam namiar na inną klinikę już w Katowicach. Wsparli, choć nie byli w stanie pomóc, to ich wsparcie dało nam siły.

Szybka jazda, przecież chodzi o sekundy, co zostało kolejny raz potwierdzone.

Marcina twarz, jego łzy, jego kochane dziecię, jego Timmi. Nigdy nie widziałam też takiego wyrazu twarzy u Timmiego, jak ja błagałam Boga o pomoc. My kochamy tego naszego czarno białego urwiska. Miłość nie jest tylko zarezerwowana dla ludzi, nie jest.




Wbiegnięcie do kliniki, dokładnie na Giszowcu.

Długo był Marcin z Timmcim w gabinecie. Z początku potraktowany, jak byle worek. Nabijanie się z decyzji naszej pani weterynarz o koniecznej operacji, bagatelizowanie... młody, bardzo mało doświadczony przez życie niby weterynarz. Pierw się sprawdza, potem ocenia, a nie marnuje cenny czas, który może zaważyć na życiu. Dzięki Bogu reszta lekarzy była na poziomie.

Los nam sprzyjał, bo akurat był chirurg, akurat przechodził przez TEN gabinet. Zrugał młodego kolegę, rozpoznał problem.

1% psów na świecie ma tę chorobę, to coś. Nasz Timmi jest tym 1%, nasz Timmi. Także nigdy nie myśl: 'a mnie to nie spotka', bo może. Dlatego kuźwa ceń swoje życie. 

Opadnięcie cewki moczowej, krwiak i coś jeszcze i jeszcze.

Marcin wychodzi.

Co z Timmim? - pytam.

Został, będzie operowany.

Opis Marcina, jak musiał zostawić Timmego, jak nie potrafił mu założyć kagańca, co tak mu się ręce trzęsły. Opis, jak nie chcieli się rozstawać, ale musieli...

Pierw ogrom badań, naprawdę mieliśmy wsparcie niebios. Nawet weterynarze nie znają tej przypadłości, a ten chirurg, akurat ten chirurg ją zna. Dziękuję Bogu za tego człowieka. Czekaliśmy kilka godzin w aucie, spacerując, trzęsąc się, borykając się z atakami paniki.

Kiedy szliśmy obok okna szpitalnego, usłyszeliśmy okropny pisk, a wręcz wrzask... wtedy był tam Timmi. Gdybym miała opisać wszystko, chyba zalałabym tu całą kartkę łzami.

Moment otrzymania sms-a, że Timmi jest do odbioru, że się wybudza, WYBUDZA.

Strasznie ciężko mi się to pisze.

Moment wyjścia tego puszka jeszcze oszołomionego, jego widok... nie wiem, jak opisać swoje uczucia, szloch, wdzięczność, jeszcze strach, a przede wszystkim miłość.

Podziw dla brata, bo mimo swojej silnej fobii dla Timmcia pokonał wiele barier.



Było dobrze, miałam do Was pisać, a tu znów krew.

Potem znów dobrze i krew. Uprzedzano nas, że nie wiadomo czego się spodziewać, co jest to tak tajemnicza przypadłość.

Byliśmy wykończeni. Nie wiem, ile razy odwiedziliśmy naszą panią weterynarz...ogrom.

Czekanie na wyniki badań, ta niewiedza, co może się dziać, sprawdzanie jego penisa, czy nie krwawi... spanikowane spojrzenia na podłogę, czy na pewno nie ma czerwonych kropelek.

Kochamy go, wiecie, kochamy go na całego.

Jest dobrze kochani, jeszcze mamy co nieco roboty, ale jest naprawdę dobrze. Wyniki dobre, penis już ładny, Timmi z nami.

Wszyscy to widzimy, on jest jeszcze szczęśliwszy. Był silny i jest silny. Kiedy jeszcze był świeżo po operacji w kołnierzu ochronnym, strzelał do nas uśmiech za uśmiechem, wtulał się w nas, okazywał miłość, tak, że czuliśmy się nią przepełnieni. Zresztą tak się czujemy.


Niestety jakoś miesiąc po tym, nagle okazało się, że mogę stracić kolejną bliską mi istotę. Mogłam stracić dwie ukochane istoty, obie są ze mną. Drugiej historii nie opiszę, nie dlatego, że trudniejsza, a dlatego, że nie przyszedł czas na nią... może kiedyś.

Ciężkie to były miesiące, nabawiłam się tego i owego przez stres. Jednak, jak to jest, tyle stresu, teraz trzeba powalczyć o siebie, ale jest także dziwne poczucie jeszcze większego szczęścia. Tak, bo są obok, bo mogę ich uściskać, też dlatego, że sama się zmieniłam. Poczucie, co dla mnie ważne jest jeszcze silniejsze, wdzięczność, myślę, że to zmieniło wszystko na lepsze. Może jeszcze siła, którą okazuje się, że mamy więcej niż myślimy, kiedy tylko trzeba.

Kochani, wielu z Was przechodzi, bądź przeszło przez najcięższe góry, jestem sercem z Wami, dumna!

Chcę zakończyć tego posta miło, bo mam za co dziękować. Niewdzięcznik, by biadolił, ale ja nie mam o czym, bo tak, jak pisałam, mogłam ich stracić, a nie straciłam.

Liczy się dla mnie chwila, od sytuacji z Timmim wiele się zmieniło, moje podejście do życia również. Coś zamknęłam, coś otworzyłam, ale najcenniejsze, co mam, to jeszcze silniejsza wdzięczność za tu i teraz, za moje skarby życia. Timmi się na mnie patrzy, nie ma go jeszcze w przyszłości, jest tu i teraz i ta chwila jest największym darem, jaki posiadam. Tu i teraz z ukochanymi. 

Dziękuję za przeczytanie pomimo mojej długiej ciszy. Dziękuję, że mi  towarzyszycie, kiedy idę w górę, kiedy spadam, kiedy się czołgam, kiedy wzrastam.

Czuję wdzięczność.





niedziela, 14 maja 2023

Razem za zamkniętymi oczami.

 


Dawno nie miałam takiej blokady. Chcę pisać, tęsknię za pisaniem, ale naprawdę nie wiem, jak się za to zabrać. Poszłam nawet w moje ulubione miejsce dumania, inspiracji, nagłego oświecenia...do toalety. ;D Dzień drugi, czternasty i nic. Dziś, a jest dokładnie drugi maja, kiedy piszę to, co piszę, zwyczajnie postanowiłam zacząć i nie czekać na to coś, co spaść nie chce. Czekać mogę kolejnych kilka dni, a nawet lat. Jestem pewna, że byśmy się za sobą stęsknili.





Mam przygotowane urocze zdjęcia ze skansenu w Sanoku, no i tak sobie pomyślałam przed dosłownie chwilą, że moglibyśmy wspólnie troszkę pomarzyć... tak, tak... wspólnie, tu i teraz.

Jakby to było zamieszkać w takim miejscu?






Czary-mary- mieszkamy tam i to wszyscy.



Cześć Basiu, cześć Aniu i Małgosiu, cześć wszystkim. :)

Zaklepuję ten dom, bo jak tylko go zobaczyłam, to się w nim zakochałam. Nie jestem pazerna, dom jest duży, kto chce, niech się wprowadza.






Fajnie byłoby mieszkać w tak przesiąkniętym klimatem domu na małym wzgórku z widokiem na całe miasteczko. Obudzić się wśród śpiewu ptaków, wyjść na taras i zawołać:

'Karolina, co Ty tam zaś plewisz i to o szóstej rano?'

'Nie plewię, sadzę astry.'

'Astry? Kocham te kwiaty, podzielisz się?'

'Podzielę, jak tylko urosną.'

'Bierz Roksanę i wpadaj na kawę. Ma przyjść też Alicja'.



Fajnie byłoby spotkać się na kawce, herbatce czy soku. Zjeść razem pyszne ciasto i pogadać o sprawach codziennych.

Bez telewizora, bez internetu i całej tej nowoczesności. Bez pogoni, bez 'sztuczności'... choć na jeden dzień.

Zamiast tego, chodźmy na spacer pogłaskać kozy, zagadać sąsiada, który zaraz zasiądzie w traktor. Zapukajmy do drzwi Urszuli, zaprośmy wszystkich na wspólny piknik.






Kamila przygotuje piękne dekoracje, kto chce gotować?

Co byście przygotowali, jak chcielibyście, by ten nasz piknik wyglądał?

Świeże jabłka z drzewa, warzywa z własnych ogródków, może ktoś zagra na instrumencie, a może razem zaśpiewamy...


Tylko sobie nie wyobrażajcie, że my ubrani w nasze typowe ciuchy jesteśmy, bo mamy ubrania dawnych lat.

Ja mam długi warkocz, kolorową sukienkę, a co mi tam, kamizelka też świeci barwami. Teraz Ty, co masz na sobie, wyobraź sobie.

Jesteśmy piękni, tacy, jacy jesteśmy, unikaty z nas.





Siedzimy razem na gigantycznym kocu wśród drzew, jesteśmy w sadzie pełnym drzew obsypanych kwieciem.

Wkoło lata dziesiątki, a może nawet setki motyli, czasami na nas przysiadają.

Jest słonecznie, ale nie gorąco, wieje delikatny wietrzyk, a panowie...no oni mają swoje zajęcia, choć niektórzy z nami siedzą.

Cześć Tomas, cześć Fernando.

Spójrzcie! Ktoś rozwiesza właśnie lampki wkoło. Nocą drzewa rozbłysną światłem, ale już Ci powiem, że i tak je na chwilę zgasimy.

Mam małą niespodziankę.



Wiem z pewnych źródeł, że tej nocy i to w tym właśnie miejscu, gdzie  jesteśmy, pojawi się milion cały świetlików. Nie zważaj na zdjęcia, wyobraź sobie, jak razem oglądamy ten spektakl. 

Myślę, że wszyscy patrzylibyśmy jak zahipnotyzowani, jedni uśmiechnięci, inni ze łzami w oczach, to niezapomniana chwila, razem ją przeżywamy.

Jest tylko tu i teraz, ty, ja, my.




Jesteśmy otoczeni magią chwili, tworzymy wspólnie coś niesamowitego. 



Czy potrzebny był nam do tego telewizor? Czy warto czekać i czekać i czekać?

Nie lepiej postarać się stworzyć ciut magii?

Poprzez słowa, poprzez wyobraźnię, poprzez powiedzenie sobie: już nie czekam, działam.



Właśnie zabrałam siebie w tak czarodziejską chwilę. Zastanawiam się, jak zareagujecie na te moje wyobrażenia, czy się Wam spodobają, czy zatopicie się w nie razem ze mną? 

Wierzę, że ktoś tak, wierzę, że z kimś podzielę się tym małym marzeniem.




Fajnie było z Wami posiedzieć w sadzie, zjeść pyszności, pośpiewać i obejrzeć spektakl miliona świetlików.

Fajnie było na chwilę zatopić się w marzeniach.

Nie, nie trzeba zawsze biec, czasami usiąść, rozmarzyć się może dać dużo więcej niż bieg. Ja czuję się nasycona, bo choć w ten sposób mogłam się z Wami wszystkimi spotkać. Tak, uśmiecham się do Was i wiem, że dostanę parę uśmiechów zwrotnych. :)










Ps. Zdjęcia dla tych, którzy lubią sobie ze mną chwilę posiedzieć, przytulam. <3