piątek, 28 lipca 2017

Myśli płynące... 🖆


Postanowiłam podzielić się z wami, jak ja to nazywam 'Listami do samej siebie'.  Piszę je od lat. Zawsze są pisane z głębi serca, o tym, o czym serce chce porozmawiać w danej chwili. Czasem są to radosne myśli, czasami nieco mniej. Czasem wylewam z siebie całą falę smutku, czasem całą falę radości. Jak w życiu.
Zapraszam. ✍




Niedziela, jak to zazwyczaj u mnie bywa, niedziela jest dniem pełnym niesamowitego....lenistwa. Usiadłam właśnie na balkonie, na którym już pojawiły się kwiaty. W tym roku nasz balkon latem zawsze pełen barw i zapachów ograniczy się tylko do paru roślin. Nie martwię się tym za bardzo, ponieważ i tak mogę stworzyć tu swoją małą oazę. Postaram się w tym roku być bardziej kreatywna.
Tekst, który teraz piszę, nie jest zbyt powalający. Nie umie się do końca skupić. Jest strasznie parno, cień znikł na parę godzin, niebo bez najmniejszej chmurki. Pot zaczyna mnie zalewać, a do tego w skupieniu przeszkadza mi żywa orkiestra natury. Ptaki dziś dają prawdziwy koncert. Im ta pogoda najwyraźniej bardzo odpowiada.
Tak patrzę przed siebie, w prawo, w lewo i nie widzę tych niesamowitych muzykantów. Można sobie wyobrazić, że to drzewa tak do nas pięknie śpiewają. Natura robi co może, by nas uszczęśliwić. Natura tak się stara, bezustannie się stara.
Dziś dała nam błękitne niebo, dzięki któremu słońce może oświetlić piękno liści na drzewach, blask wody, pozwala dojrzeć ropuchę w stawie. 
Tak wielu ludzi zamknęło się w czterech ścianach. Tak wielu ludzi idzie, nic nie widząc. Pamiętam, jak robiłam zdjęcia krokusów parę miesięcy temu. Pamiętam, jak ludzie byli zainteresowani tym, co robię. Pamiętam, jak nie jeden mówił: 'O to już krokusy są...'. 
Nie był to początek ich krótkiego oraz niesamowitego kwitnięcia. Było ich wszędzie pełno. Idziecie, macie otwarte oczy, a nie widzicie. Zawsze będę zaznaczać, że nie piszę o wszystkich. Zwyczajnie próbuję dotrzeć do tych, co 'oślepli', ponieważ widzę, jak drastycznie liczba takich osób rośnie. Może nie z prędkością światła, ale z pewnością za szybko.
Zawsze śmieszy mnie, kiedy ludzie dziwią się, że nie gram w żadne gry komputerowe, nie lubię zakupów, makijażu...
Śmieszy mnie to, ponieważ jest logiczne, że nie  każdy to lubi, nie każdy podąża za modą itp. Ludzie pytają mnie zniesmaczeni, nie wiadomo dlaczego:' To, co ty w ogóle robisz w wolnym czasie?'.
No jeżdżę na wycieczki, a to rowerem, a to busem. Chodzę na spacery, często dość odległe. Fotografuję, co jest moją pasją. Zajmuję się moim małym balkonowym ogrodem, czytam, rysuję, odkrywam, spotykam, słucham, doceniam, śpiewam...
Ja się nie czepiam, że spędzasz pół dnia przed komputerem, a ty nie czepiaj się, że ja spędzam go w ogrodzie. Ludzie naprawdę potrafią się czepiać. No, ale ok...taka nasza natura. Ani ty, ani ja nie jesteśmy idealni, nigdy też nie będziemy.






Taki tekst sobie powstał. Prosto z serca, taki sobie tekst. Podczas pisania cały czas towarzyszył mi śpiew ptaków i cień...słodki cień długopisu, którym właśnie piszę. Spoglądam w górę na błękitne niebo, a tam promienie słońca do mnie mrugają. Biały puch z drzew leci, tworząc magię na około. Czy widzisz tę magię? Czy dostrzegasz ten dar, który został Ci dziś podarowany.?

Mamy wzrok kochani, cieszmy się nim. Podziwiam niewidome osoby, które robią wszystko, by poczuć to, czego nie mogą zobaczyć. Takie osoby powinny być oklaskiwane.👏

List ten napisałam wiosną. Widzę w nim wartość i dlatego się nim podzieliłam. Będę to robić, co jakiś czas. Cieszmy się kochani tym, że możemy widzieć siebie nawzajem, możemy widzieć całe piękno natury. Widzimy też ogrom zła, ale mamy ten dar, którym jest wzrok. Widzimy takie cudeńka, WIDZIMY. 🎆















DO NASTĘPNEGO KOCHANI. 😘



środa, 19 lipca 2017

Widzisz to, co chcesz zobaczyć... 👀





Chcę napisać o czymś ważnym, o czymś, co spotyka mnie regularnie, coś, co wyniszczało mnie przez lata. Wierzę, że to, co napiszę, będzie komuś przydatne.

Od lat borykam się z tym, że niektóre bardzo bliskie mi osoby, widzą mnie zupełnie inaczej, niż jest w rzeczywistości. Osoby te bardzo niszczyły mi poczucie własnej wartości. Szczególnie za młodu. Teraz już zrozumiałam, że widzą oni to, co chcą widzieć, a ja przecież nie jestem tym,  kim oni mnie widzą.
Jak mnie widzą, jak widzieli:
Aga, stara panna, coś jest z nią nie tak. Szuka księcia z bajki.
Aga, ciągle tylko leży, nic się jej nie chce.
Aga, nic nie doświadczyła.
Aga, nic nie potrafi, nic nie rozumie.
Aga, nie ma nic do powiedzenia, a jej problemy to żadne problemy.
Aga, królowa wielka (czytaj leń, czytaj bezczelna).
Aga zawodzi.
Aga jest jakaś dziwna, nie żyje tak, jak na jej wiek przystało. Może powinna iść do psychologa...hmmm
Aga nie nadaje się do niczego, bo przecież nic nie potrafi WYSTARCZAJĄCO dobrze.
Mogłabym jeszcze wypisać tego więcej. Tekst ten jest dla wszystkich, jest po to, by pomóc, by uzmysłowić, że wiele osób tak ma, by uzmysłowić coś osobom, które tak robią oraz tym, które są ofiarą ślepców.

Od lat wmawia mi się, że nic nie doświadczyłam w życiu, a raczej, że to, co mnie spotkało, jest niczym, nic nie wiem, nie rozumie, co to życie.
Wiecie, jak to jest? Na pewno, wiele z Was wie. Robisz, co możesz, całymi dniami czymś się zajmujesz, uczysz się języków, pomagasz, jedziesz w odwiedziny do bliskiej ci osoby i zamiast spędzić miło czas, wysłuchujesz przykładowo: ' Powinnaś zrobić to i to, czemu ty nigdzie nie wychodzisz, czemu nie masz znajomych. Język angielski? Ty tylko leżysz. Co? Ty sprzątasz? Na pewno mama wszystko za Ciebie robi. Myjesz okna??? Niemożliwe. Przez te stawy do niczego się nie nadajesz'. Jak to teraz piszę, to chce mi się śmiać, kiedyś pewnie bym się popłakała. Jakie oni brednie mi wciskali i nadal potrafią wciskać.

Lata tłumaczyłam im, udowadniałam, jak ich obraz mojej osoby różni się od prawdy. Ileż razy pytałam, skąd im się to bierze, ileż rozmów odbyłam. Gadałam jak do ściany. Teraz już przestałam, ile można. Widzą to, co chcą widzieć.
Mogą słyszeć, jak mówię po angielsku, a i tak usłyszeć potrafiłam takie zdanie bez sensu: ' Pewnie mówisz byle co, i tak nie rozumiemy, więc możesz zmyślać.'
Widzą, że co chwilę coś robię, ale i tak usłyszę, że nie robię nic. Już to olewam. Postanowiłam ograniczyć kontakt z tymi osobami do minimum. Osoba, która powinna być moim wsparciem, tylko mnie ciągnie w dół. Skończyło się!!!! Nie można z nimi nawet porozmawiać, oni widzą tylko swoje racje, oni przeżyli najwięcej, oni wiedzą wszystko, ty nie wiesz nic. Jeśli już wiesz, to podlega to długaśnej analizie, czy to na pewno jest prawdą, to o czym mówisz.... hmmm.

Piszę ten tekst  dla wszystkich niedocenianych. Nie słuchajcie tych bredni, nieważne kto je wypowiada. Powtórzę się, LUDZIE WIDZĄ TO, CO CHCĄ WIDZIEĆ. My nie jesteśmy wersją, którą oni sobie wytworzyli. Widocznie sami mają kompleksy, niespełnione marzenia, jakiś problem ze sobą.
Nie daj sobie wmówić, że nic nie wiesz, że nic nie doświadczyłeś, nie daj sobie wmówić, że jesteś kimś innym niż w rzeczywistości, że żyjesz nie tak, jak powinieneś w danym wieku, nie daj sobie wmówić, że nie masz nic do powiedzenia, że nic nie potrafisz. Nie słuchaj tego.

Ludzie tak często są wyniszczani przez ludzi. Wierzę, że jeśli już tu jesteśmy na tym świecie to po to, by być szczęśliwymi i rozdawać to szczęście, dzielić się doświadczeniami, pomagać sobie nawzajem. Jeśli ktoś nie widzi Twojej wartości, to bardzo mi przykro, jest zakompleksionym ślepcem.
Nie ma co się trzymać takich osób, nawet jeśli to rodzina. Nie mówię, że te osoby są złe. Ja oczywiście nadal odwiedzam, nadal się troszczę, bo jednak uczucia są, ale te osoby mało o mnie wiedzą. Każda moja pasja, marzenie im nie odpowiadało, więc skończyłam dzielić się z nimi moim życiem tak, jak kiedyś. Jest mi z tym lepiej. Im może nie, ale nie obchodzi mnie to. Już nie. Czasami chcę im coś powiedzieć o fotografii, ale tylko zaczynam i już żałuję, więc praktycznie nie wiedzą już nic. Ja za to czuję się wolna!!!!

Takim osobom zawsze jest za mało. Uczysz się jednego języka i zamiast dostać wsparcie, to słyszysz, że wypadałoby nauczyć się drugiego, a najlepiej i trzeciego, bo przecież córka sąsiadki zna ich pięć. No tak i zawsze inni są bardziej wykształceni, szczęśliwsi, spełnieni, obrotni.... Masz dużo zajęć, masz dużo zainteresowań, ale jesteś leń śmierdzący, bo parę lat temu nie poszłaś na studia.
Bliska mi osoba myśli, że ja w ogóle ludzi nie znam, że z domu nie wychodzę, tylko leżę, albo bezużyteczne rzeczy robię, rzeczy nic nie warte, bo przecież pasje nic nie są warte, nie zarabiam na nich, więc co to warte, nic. Żałosne. Naprawdę śmiać mi się chcę z takich osób. Oni oczywiście idealni są, a jak już popełnią w życiu błąd to przecież nic takiego. Ty jak popełnisz błąd, to już trzeba Ci go przypominać przez długie lata, tak byś nie zapomniał, nawet jeśli błąd już naprawiłeś.

To jest smutne, że osoby, które mogłyby być i powinny być dużą częścią mojego życia, postanowiły wybrać inną drogę. Ich wybór, nie mój.

Osoba, która jest głównych bohaterem tego szajsu, chyba nawet nie wie, że fotografuję, nie ma pojęcia o blogu, nie wie, jakie mam marzenia. Już nie wie. Wszelkie próby nawiązania bliższego kontaktu z tą osobą kończyły się zawsze tak samo. Osoba ta nie zasługuje na to, by znać moje marzenia. Osoba ta wie lepiej, jak powinnam żyć. Z moich marzeń i tak nic nie będzie. Osoba ta i tak widzi swoje. Szkoda już mojego czasu. 

Tak jak pisałam, choroba wiele we mnie zmieniła, ukazała mi jakim silnym człowiekiem jestem. Ukazała ile we mnie wartości. Nie mam zamiaru wysłuchiwać, że nic nie wiem o życiu. Zabawne jest to, że ta osoba wie, ile mnie spotkało. No ale jest ślepa. Wielka szkoda.

Ten blog nie jest 'cukierkowy', czasami obawiam się coś napisać, teksty są długie i bez owijania w bawełnę. Wierzę, że powinniśmy dzielić się doświadczeniami. Nie udawać, że wszystko jest ok, kiedy nie jest. Znam tylu ludzi udających, że jest dobrze, że jest niemal idealnie, a w sercu wszystko im już z rozpaczy krwawi. Wierzę, że takie historie będą komuś pomocne i będę się nimi dzielić. To jak mało w życiu przeszłam, dowiecie się z czasem. Sami ocenicie.

Takie podsumowanie:
Proszę absolutnie nie zwracać uwagi na takie brednie na wasz temat!!! 
Tylko ty wiesz, co przeżyłeś, gdzie byłeś, co się zmieniło, co Cię nakręca, gdzie chcesz dojść, ile pracy w coś wkładasz, ile wysiłku coś Cię kosztowało.
'Ślepcy', tak ich nazywam, niech widzą sobie, co chcą... Nie pozwól jednak, by wygrali, nie pozwól, byś został pokonany przez kłamstwa wyssane z palca i to przekrzywionego.
Pamiętaj! Ich wizja ciebie nie jest tym, kim naprawdę jesteś!!!

Rób swoje, nie słuchaj ludzi, którzy nie dostrzegają Twojej wartości. Płacz, jeśli musisz, ale nadal walcz o siebie. Nie zabijaj swojego potencjału przez takich ślepców!

Za dużo już widziałam zmarnowanych ludzkich potencjałów. Nie bądźmy jednym z nich.
Walcz o siebie, pokarz na ile Cię stać, nie im, bo im i tak pewnie będzie za mało, ale SOBIE.

Dziękuję za przeczytanie tekstu. Prosto z życia wzięty. Napisany przez osobę, która już nie wierzy ślepcom i jej życie dzięki temu zmienia się na lepsze.

Chcę jeszcze na samym końcu podziękować Basi z bloga: http://5porroku.blogspot.com 
Zapraszam serdecznie do odwiedzin. 
Basia po przeczytaniu tekstu o mojej pracy i chorobie zapytała się, czy nie chciałabym poczytać poezji. Chciałam i już ją mam. Przyszła bardzo szybko. Jakież moje zdziwienie było, jak przeczytałam, kto jest autorem. Barbara Wójcik, tak, ta Barbara. 



Droga Basiu, już zaczęłam czytać. Już sam wstęp mnie oczarował. Wiersze są pełne mądrości i takie pozytywne, dają też do myślenia. Pisane nieskomplikowanym językiem. Czyta mi się bardzo przyjemnie. Polecam wszystkim tę książkę, wszystkim lubiącym poezję sercem pisaną. Dziękuję.


Do następnego.💗


sobota, 8 lipca 2017

Niezbyt udana wycieczka, a może jednak...💭


Brenna hmm, co tu napisać o tej wycieczce. Zacznijmy od początku. Bywa tak, a u mnie to już norma, że jeśli przychodzi do mnie jeden problem, to za nim oczywiście musi przyczołgać się cała gromada.
Traciłam już do wszystkiego cierpliwość, byłam wykończona, a moje zagubienie wydawało się rosnąć w bardzo przerażającym tempie. Przyjaciółka zareagowała szybko, zadała proste pytanie: 'Jedziemy na weekend do Brennej?'.
Następnego dnia byłyśmy już w drodze. Pełne nadziei na jakąś nową przygodę, która oderwie nas trochę od problemów.

Zapraszamy więc. Tym razem krótka wyprawa do Brennej Leśnicy.




Pogoda udana, przyroda cieszy serducha. Pokój jest ok, światło słoneczne ładnie wpada przez okno. Łóżka pościelone, cena jest do przyjęcia, w której były również wliczone:

⇨ Pająk niemałych rozmiarów na ścianie, pająk w kabinie prysznicowej i Bóg jeden wie gdzie jeszcze.
⇨ Pajęczyny na suficie, na ścianach, przy łóżkach...
⇨ Zgniecione owady.
⇨ Mrówki giganty na ziemi, lubiące też spacerować po łóżkach.

'No dobra, to nic takiego. Jesteśmy przecież w domku letniskowym, w górach. Ciesz się.' Z takimi myślami wyszłam na pierwszy spacer. 
Mieszkałyśmy o tu.⇩
*Zdjęcia pokoju oraz domku oczywiście zapomniałam zrobić.






Okolica wyglądała tak:
*(chyba nadal tak wygląda hahaha)






Pozdrawiamy:D
Cały czas zastanawiam się, co napisać o tej miejscowości.
Kiedyś Brenna tętniła życiem, były lokale, były rowerki wodne, w rzekach ludzie się kąpali. Co krok widziałeś radosne grupki ludzi bawiących się przy ogniskach, przy muzyce. Tak było parę lat temu, a może kilkanaście.
Po powodzi, która miała tam miejsce, wszystko się zmieniło. Nie miałam o tym pojęcia. Miejsce, które kiedyś tętniło życiem, stało się niemal 'pustynią'. Naszą największą atrakcją były spacery. Przyjaciółka spędziła swoje najlepsze lata dzieciństwa w tym miejscu. Dużo opowiadała mi z tamtego okresu. Wszystko się zmieniło, wszystko tak zatraciło swoją magię. Jej ulubione miejsca tak się zmieniły. Chciała mi ukazać swoje skarby dzieciństwa, ale niestety one znikły. Gdzie 'życie', gdzie ludzie? Tak, było zawiedzenie. Wiem, wszystko się zmienia, ale rozumie przyjaciółkę. Jak mi brak pól, działek obok mojego bloku, które zostały zastąpione kolejnym budynkiem.
Oczywiście zrobiłam sporo zdjęć. Bez aparatu ani rusz.
Podróż = robienie setki zdjęć. haha 




Sylwia pokazała mi okolicę, zabrała do swojej cioci, zabrała w miejsca, które kiedyś były jej bliskie. Widziałam jej zawiedzenie, ale i ogrom starań, by ta krótka wycieczka była dla nas obu miła. Dużo rozmawiałyśmy. Pierwszy dzień pożegnał nas takim zachodem słońca.



Drugi dzień zaczął się bardzo miło. Sylwia przygotowała nam śniadanie na świeżym powietrzu, potok cicho dawał o sobie znać. Było miło.




Wychodząc z domku, masz trzy wybory: iść w prawo, gdzie praktycznie nic nie ma, iść w lewo, bądź w górę. My poszłyśmy w lewo i to był mój ulubiony moment tej wycieczki. Więcej drzew, więcej atmosfery gór, czułam się, jakbym szykowała się do wspinaczki. Drogi były bardziej kręte, węższe. Choć muszę wspomnieć o kierowcach. Ludzie...chcecie zabić człowieka? Prędkość dozwolona to 40 km\godzinę, sto to już przesada. Tym bardziej że zza ostrego zakrętu to raczej pieszych łatwo nie dostrzec...
Było czasami przerażająco, ale jak widzicie, radość moja była.







Jej się nie da zastąpić, dziękuję za nią Bogu codziennie.♡

Miałam takie małe marzenie, chciałam zrobić zwykłe zdjęcie motyla na kwiatku, udało się.




Uwielbiam te pajęczyny, dziękuję Sylwiu za inspirację.





Wieczorem był Festiwal Strażacki, była muzyka na żywo, były placki i znów dużo rozmów.
Coś jednak było nie tak. No dobra, wiadomo, wszystko się zmienia. Nie o to chodziło. Przecież doceniałyśmy naturę, fakt, że możemy spędzić czas razem. Co jest nie tak?



Już Wam piszę, co było nie tak. Brakowało nam przygód. Brakowało nam 'życia'. Drogi niemal puste. Mimo że był festiwal, czułyśmy się na nim bardzo samotnie. Choć myślę, że po prostu nie była to zabawa dla młodych ludzi. To miejsce w ogóle nie jest dla młodych. Może tylko dla tych, co lubią spędzać czas bardzo spokojnie. My jednak wolimy przygody, wolimy, kiedy dużo się dzieje. Tylko wtedy potrafimy zapomnieć o troskach, wtedy czujemy, że żyjemy pełną parą. Takie spokojne spędzanie czasu, tylko nasiliło rozmowy o tym, co nas dręczy. To nie jest tak, że nie doceniałyśmy faktu, że tam jesteśmy. Wręcz przeciwnie. Nawet szampana (Piccolo haha) w nocy, na huśtawce wypiłyśmy. Rozmowy zawsze sobie cenimy. To, że byłyśmy tam razem, było przeca darem i wielką radością. Powietrze lepsze, roślinność wszędzie.



Zwyczajnie czegoś innego już szukamy. Natura owszem, wiecie, jak ją cenię i mam nadzieję, że w tym poście również to udowadniam.
Ta wycieczka potwierdziła, że taki spokojny wypad nie jest dla nas. Absolutnie wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Uzmysłowiłyśmy sobie, czego nie chcemy dla siebie. Jestem za to wdzięczna. Nie umie tego wypadu nazwać udanym, nie umie również nazwać go nieudanym. Po prostu był i wdzięczność za to jest. Kocham góry, jednak to wspinaczka jest tym, co mnie raduje. Nie dla mnie leżenie na plaży. Inny zaś woli spędzić czas opalając się całe dnie na złotym piasku. Każdy jest inny.

Myślałam, że nie napiszę zdania, a tu spory tekst stworzyłam. Pisany nocą, zakończony przed trzecią rano. Ze mnie to nocny marek jest. :D



Brenna pożegnała nas deszczem, który ja bardzo lubię. Czy tam wrócimy? Raczej nie. Na wspinaczkę górską już umawiam się z bratem, na kolejną wycieczkę z Sylwią również. :)
Mam nadzieję, że przyjemnie się czytało i nadal czyta. haha
Lubię Wam to pokazywać. Co? Zdjęcia zrobione mi z ukrycia.

Szpieg:
haha Jak jej nie kochać...
A tu sporo fot. Jest ich więcej, ale zostawiłam je dla siebie. Foto, na którym śpię, wyglądając, jakbym w ciągu nocy postarzała się o dwadzieścia lat, z miną jakbym wąchała coś bardzo nieprzyjemnego, mogłoby Was wystraszyć. hahaha 

Przegrywam z kretesem, ale choć mam te dwa zdjęcia Sylwii. Szykuj się, następnym razem zrobię o wiele więcej i z bliska.😈

Jak zawsze na koniec zostawiam parę fotek (tak jakby wcześniej za mało ich było). 😄
Pozdrawiam Was, ściskam mocno. 
Następnym razem opiszę coś, co mnie wkurza coś, co może wkurzać wiele osób. No ale teraz zostawiam Was z fotkami. Ach, jeszcze rok temu nie wiedziałam, że fotografia tak mi oczy otworzy i da szczęście prawdziwe. Oby każdy z Was odkrył swoją pasję. Buziaki.😘