piątek, 22 września 2017

Pożegnajmy wspólnie lato. 🙋🙌🙋🙌


W moim życiu ostatnio wiele się dzieje. Mętlik. Zastanawiałam się co tu napisać, czym się z Wami podzielić. Przypomniałam sobie, że mam parę wycieczek, o których miałam napisać już dawno, ale wyszło, jak wyszło.

Jakiś czas temu byłam na wyprawie rowerowej z najlepszym kompanem takich wypraw. Pamiętacie mojego brata nazywanego przeze mnie  hermano? Będzie to skromny post, ale wydaje mi się, że pasuje na koniec lata.

Zapraszam na wycieczkę rowerową po lasach, po polach.



Mieliśmy jechać w góry, jednak autobusy chyba zapomniały o istnieniu naszego miasta. Co począć? Chcemy gdzieś jechać. Wybraliśmy wycieczkę rowerową do Pszczyny, do której nie dojechaliśmy. Wbiegliśmy do domu, odłożyliśmy  sprzęt górski, znieśliśmy rowery i w drogę.



Plan był taki, że pojedziemy przez las. Spójrzcie, ależ pięknie wyglądamy. No modele pierwsza klasa. 😆



Nie minęło chyba nawet dziesięć minut jazdy i pojawiło się rozwidlenie dróg. No i co teraz? Gdzie są znaki? W prawo czy w lewo? Hmmm...droga w lewo wygląda bardziej kusząco. No to skręcamy właśnie w tę drogę. Robi się jakoś wąsko, las zaczyna przypominać prawdziwą dżunglę, droga jakaś taka niebezpieczna się zrobiła. No i co...no i oczywiście się zgubiliśmy. Przez kogo...przeze mnie.
Oferta dla Was: 
(Przepraszamy za jakość, no ale dopiero zaczynamy naszą zacną działalność.)



Taki mały żarcik. No, chyba że lubicie się gubić. 😏

Wylądowaliśmy tu.👇 Nawet nie wiecie, jak to blisko wszystko jest. Powrót do rozwidlenia może potrwał pięć minut.



No dobra, teraz jedziemy w prawo. Droga szersza, jest dobrze.
STAĆ! Cóż to tam jest...papuga? Biegam, szukam...nie znalazłam. Może to tylko moja rozbuchała wyobraźnia...

Z drogi leśnej wyjechaliśmy na asfalt. Robię szybkie foty, aż nagle hermano mi mówi, że jakiś ubrany na czarno facet nas obserwuje. Stał za drzewem. Patrzył na nas. My to mamy wyobraźnię pracującą na najwyższych obrotach. Mężczyzna się zbliża, my na pustkowiu, jesteśmy tylko my i on. Chyba wypadałoby uspokoić myśli bądź...uciekać najszybciej, jak się tylko da.
Myśli jednak uspokoiliśmy, pewnie dlatego, że zauważyliśmy, że to starszy pan zbierający grzyby. Wiem, jesteśmy dziwni. 👽👽

Lubimy odkrywać nowe miejsca, choć nie jestem pewna czy już nas tam kiedyś nie było. Kocham jazdę rowerową, często łączę ją ze śpiewem, czasem może za głośnym. Od ukochanego rocka po operę. Potrafię również witać się z różnymi zwierzętami spotykanymi po drodze. Kto mi zabroni. hehe




Życie trzeba doceniać. Wcale wiele do szczęścia nie potrzeba, trzeba tylko to zrozumieć. Pamiętajmy! Wiedzieć to nie to samo co ZROZUMIEĆ.




Spodobał mi się dach złoty, patrzymy, a to zaraz obok kościoła. Msza się skończyła i multum ludzi postanowiło przyglądać się Adze, jak lata z aparatem po parkingu. Może to nie Taj Mahal, no ale moje oczy zobaczyły coś nowego, coś ładnego. Tylko się cieszyć.









Chciałam jechać dalej, ale zdrówko zaczęło się nam obu buntować, trzeba wracać. 
Szybkie zdjątka dla Was.








No i my. Ja się przymilam, a hermano...no spójrzcie tylko, toż to zdjęcie powinno znaleźć się w jakimś magazynie modowym. 😜



W czasie całej tej wyprawy parę razy mijaliśmy dwie osoby. Właściwie to oni nas mijali, ponieważ zawsze, kiedy to robili, to ja stałam i robiłam fotki.



To chyba będzie jeden z krótszych postów, a może nie.
Przypomniało mi się coś. Spójrzcie na poniższe zdjęcia. Spokój, sielanka, jest przyjemnie. Taaa...jasne. Nagle słyszymy szczekanie, patrzymy w tył, a tam groźny pies zaczyna nas gonić. Biegł tak szybko. Dogonił Marcina. Krzyczę do niego, by się nie patrzył na psa i pedałował jakby nigdy nic. Zrobił tak i udało się uciec. Przez chwilę było nieco przerażająco.







Muszę napisać jeszcze o jednym. Jadę sobie zadowolona. Po prawej stronie coś kolorowego przyuważyłam. Boziu...ile motyli. Pisk opon. Staję. Oczywiście pouciekały. Chwileczkę, powoli wracają. Jakie to piękne, ile piękności, ile barw, nawet bąki tam są. Motyle latają jak oszalałe. Staram się je uchwycić. Hermano cierpliwie czeka. Zerkam na niego, obserwuje mnie z uśmiechem. Moja radość to jego radość. 💞



Może dla kogoś to tylko motyle, dla mnie to AŻ motyle.






Wracamy do domu, jestem zadowolona. Taka sobie krótka wyprawa, ale mnie cieszyła.


Kolejna piękność, którą spotkałam na wyprawie rowerowej.

Pożegnajmy wspólnie lato. Podziękujmy za jego dary i otwórzmy oczy na to, co jesień ma do zaoferowania, a ma wiele. Trzeba tylko oczom i sercu pozwolić to dostrzec. Dziś u mnie deszczowo za oknem. Pamiętajmy, deszczowy, szary dzień to zawsze dzień nam dany. Ta oferta nie jest stała, więc starajmy się doceniać każdy dzień.



Do następnego kochani. 😘



poniedziałek, 11 września 2017

Dumna z Ciebie mamo. 💞


Kiedy dowiedziałam się, że jedziemy do Zakopanego, wiedziałam, że chcę wstać na wschód słońca. Niektórzy powątpiewali, że mi się uda. 😒😜
Oto druga część wyprawy pełnej magii.

Czwarta, a może parę minut po...nie pamiętam. Budzę się po może niecałych dwóch godzinach spania. Budzik nastawiłam za wczas. Nie chcąc zbudzić mamy, siedziałam po ciemku, wpatrując się w krajobraz. Zaczyna robić się jaśniej, usiądźmy na parapecie okna. O nie, mama się zbudziła. Zapytałam, czy będzie jej przeszkadzało, jeśli otworzę okno. Nie, oczywiście, że nie. 
Otwieramy okno.



Jest przyjemnie, cisza, gdzieniegdzie tylko zwierzęta dają o sobie znać. Siedzę, wyczekuję i jestem z siebie dumna. Nie weszłam na Rysy, nie przebiegłam maratonu. Wstałam na wschód słońca i jestem z siebie bardzo zadowolona. Doceniam życie i samą siebie, coraz bardziej. Wschód słońca uwieczniony. Kiedyś zdjęcie teraz nowe stanie się podstarzałe, moc będzie miało w sobie wielką. Da mi oraz innym, radość i o to chodzi, właśnie o to.



No, a teraz...wstawać. Oczy opuchnięte niemal do ziemi. Nie ma narzekania. Idziemy na obcykane, lecz przeze mnie lubiane Morskie Oko. Kij wzięty, by podpora była, prowiant jest, no to ruszamy.



Bus niemal cały przeładowany, udało się jednak usiąść. W czasie jazdy ludzi przybyło sporo. Ciasnota. Jedziemy sobie spokojnie, aż tu nagle słyszę...sprzęgło całkiem się zepsuło. Ja w takich sytuacjach mam już serce przy gardle, a moja wyobraźnia zaczyna tworzyć różne scenariusze. Musimy stanąć i poczekać na inny bus.
Dojechaliśmy, wszyscy cali i zdrowi. To już jest dar, nie każdy dojeżdża w wyznaczone miejsce.👈



Pierwszy plan mamy był taki, że pojedziemy na Morskie Oko dorożką, a w dół powędrujemy z buta. Nie wiem, czego się spodziewałyśmy, ale kolejki były ogromne. Mama nie może się zbyt wspinać, źle się czuje na wysokościach. Chwila...ona idzie. Nabrała chęci i chce iść. Miałam obawy, ale jak mama coś powie, to tak zrobi. Szła pięknie, patrzyłam na nią i łzy cisły mi się do oczu.








Trasa piękna, oczywiście upał. Było tak ciepło, że moczyłyśmy się w źródłach, piłyśmy wodę źródlaną, napełniałyśmy nią butelki, ludzie się rozbierali, a ile nerwów.
Coraz częściej to widzę. Nerwy, gdzie nie pojadę, widzę coraz więcej kłócących się ludzi. Nie oceniam, nic przecież o nich nie wiem. Jedna, bardzo liczna rodzina zajęła się rozmową na temat mojego zielonego topu. Zdziwiło mnie, ile można dyskutować na temat zwykłej zielonej koszulki.

Idziemy sobie i nagle z daleka widzę tablicę. Ohhh wspaniale, za trzydzieści minut jest już koniec trasy. Mama uradowana, obie zszokowane, że tak szybko nam to poszło. Uśmiech mamy mnie cieszy, gratuluję jej. Oczywiście pomyliłam się...zostało półtorej godziny. Słyszałam tylko mamy głośne...COOOOO...teraz to czuję się już zniechęcona. hahaha Uwierzcie mi, mamita szła z uśmiechem na twarzy.

No nie, ależ to miłe. Wyglądam, jak naćpana kobieta w średnim wieku, z włosami oblanymi tłuszczem, a tylu mężczyzn się uśmiecha. Miło mi. Idę rozradowana przed siebie.



Widzimy już koniec trasy. Duma z mamy jest ogromna.Gratuluję mamo. Brawo...a teraz biegnijmy, idzie burza. Robi się niebezpiecznie. Ledwie docieramy do schroniska. Leje, silnie grzmi, jest pięknie. Ludzie pchają się do środka, przejść się nie da. My utknęłyśmy przy schodach. Pewien góral obstawiał, że będzie tak padać przez dwie godziny. Padało może z dwadzieścia minut.

Wyszłyśmy i moim oczom ukazało się to cudo. Pierwszy raz byłam tam latem. Mama została u góry, a ja zeszłam na dół, do jeziora. Za dużo ludzi. Poszłam dalej, niebezpiecznie, kamienie po deszczu śliskie. Uważałam. Pokażę Wam moi drodzy teraz parę zdjęć. Ja tam czułam magię. Nie byłam tylko nad Morskim Okiem, ja je poczułam.













No, a teraz wyjaśnienie. Wiecie czemu tylu mężczyzn i nie tylko się do mnie uśmiechało.? Pić mi się chciało i kupiłam sobie napój energetyczny, który dał mi power. Nie wiedziałam tylko, że barwi on wszytko na niebiesko. Więc szłam z niebieskimi zębami, językiem i ustami przez parę godzin. Co na to mama? Śmiała się.😄


Tu zbyt nie widać, ale to już parę godzin po wypiciu napoju.:D

Trasa w dół:









Nie chcę zanudzać, bo jak zawsze tekst jest spory. Chcę jeszcze raz zaznaczyć, jaka byłam dumna z mamy. Zresztą i mój brat i tata gratulowali. Pokonała swoje słabości, okazało się, że potrafi. Nie była to może wspinaczka górska, bo ciężko to tak nazwać, ale była to walka ze swoimi słabościami. WYGRAŁA.



Idziemy spać, już niemal spakowane. Ostatni dzień spędziłyśmy spokojnie. Szczerze, Krupówki w ogóle nas nie zainteresowały. Naszym zdaniem, zatraciły one swój klimat. Wyglądają teraz jak typowe centrum z typowymi sklepami. 
Takie perełki tam jednak jeszcze się ostały. Zdecydowanie wolę starszą architekturę.👇




Usiadłyśmy na schodach, zajadając lody, ulga. Zwiedziłyśmy kościół Najświętszej Rodziny. Myślałam o Was, wiele z Was lubi oglądać wnętrza kościołów. To dla Ciebie i Ciebie, i jeszcze dla Ciebie.😉




Wyprawę zakończyłyśmy koncertem słowackiego zespołu. Powiem Wam, że wspaniale się bawiłyśmy. Siedziałyśmy na trawie pod drzewem i ruszałyśmy się w rytm czarującej muzyki.




 

Mały bonus. 


Kochani, to była krótka wyprawa, lecz jedna z piękniejszych. Znacie te reklamy, gdzie pokazują jakiś kraj i wszystko jest takie śliczne, wręcz przerysowane, jak z baśni. Ja byłam na takiej wyprawie, nie była przerysowana. Moje oczy widziały magię. 
Cieszę się, że mam w sobie jeszcze tyle dziecka. Pewnie dlatego widzę piękno tak, jak kiedyś, kiedy byłam małą dziewczynką.



Życzę Wam wielu takich podróży. Do następnego.