piątek, 18 sierpnia 2017

Mała Sophie. 👥


Sophie, mała kobietka. Nie jest taka sobie zwyczajna. Ma w sobie coś unikalnego. Sophie widzi prawdziwą magię na około. Sophie widzi również prawdę. Jest dobrą dziewczynką, ma serce przepełnione miłością, którą pragnie się podzielić. Dziewczynka ta potrafi ładnie rysować. Głosik ma silny. Śpiewa tak, że możesz poczuć głębię wynikającą niemal z każdej piosenki. Sophie ma wiele talentów. Problem w tym, że o nich nie wie.
Dlaczego nie wie?
Może rodzice nie byli zdolni zauważyć, jaką wspaniałą córkę posiadają...
Może liczne docinki nauczycieli w szkole zabrały jej pewność siebie? Może za często była męczona przez rówieśników? Rzucili ją na szybę, wyzwali od grubasa, kradli jej rzeczy, rzucali kamieniami, wmawiali jej, że jest nic niewartym śmieciem.
Może fakt, że nie chcieli koło niej usiąść, ponieważ jest ZARAZĄ? Może fakt, że obsmarowali jej rzeczy kałem, spowodowało, że Sophie zaczęła wierzyć w to, że jest NIKIM.
Mała Sophie zastanawiała się, gdzie są jej bliscy, dlaczego przychodząc zapłakana do domu, nie dostawała wsparcia. Dlaczego pomimo siniaków na ciele, zawsze to ona była winna.? DLACZEGO?




Sophie czuła się samotna. Nikt o nią nie walczył, nikt się za nią nie stawiał. Musiała walczyć sama...rok, drugi, piąty. W pewnym momencie się poddała. Pięć lat, a może dziesięć starania się, a tu nadal rzucają ją kamieniami, nadal wraca posiniaczona, nadal walczy sama. Nie pójdzie już do szkoły. Nie może, boi się, niemiłosiernie się boi. Zamiast na zajęcia, pójdzie w stronę działek, popatrzeć na spokój tego miejsca. Tam nikt jej nie ocenia. Nie zdała. Obwiniają ją, ona również siebie i tylko siebie obwinia. Zaczyna siebie nienawidzić. Coś musi być z nią nie tak.
Przecież nikt o nią nie walczy. Woła o pomoc, krzyczy, płacze, wyje. Niestety pomocy nie otrzymuje. Jest sama z tymi siniakami, szramami, zapłakanymi oczyma. Jest sama, kiedy ją okradają, jest sama, kiedy okazuje się, że ma problemy ze zdrowiem. Słyszy tylko żale: 'Dlaczego chorujesz... to Twoja wina'. Nie rozumie tego, nie rozumie, dlaczego nikt nie walczy, nie jest cenna dla nich...jest NIKIM?

Zaczęli, zaczęli walczyć. Zabrali ją na rozmowę z nauczycielami, nie stawili się za nią. Jej szramy, jej rozdarte książki...to wszystko jej wina. Tylko i wyłącznie trzeba ją leczyć. Sophie nadal nie może zrozumieć, przecież ona woła o pomoc głośno, bardzo głośno. Bliscy dziwią się, przecież już ci pomagamy.
Pomagacie?
Nie robicie tego. Ja pragnę, byście mnie wspierali, byście poszli do szkoły i nagadali nauczycielce, która książki wyrzuciła mi za drzwi i tej drugiej, co nabijała się, że chodzić nie potrafię. Chcę, byście widząc moje łzy, przytulili mnie, mówiąc, jaka jestem piękna, silna i unikalna. Chcę, byście ze mną usiedli i porozmawiali, przecież jestem jeszcze małą dziewczynką, a może już nastolatką...
Chcę czuć waszą miłość. Chcę czuć się ważna dla was. Spójrzcie na moje szramy na ciele. W szkole mi to zrobili. Rzucono mnie na szybę, mówiąc, że jestem NIKIM. To WAS potrzebuję, potrzebuję rodziców. Jesteście nimi czy nie?

Sophie będzie miała wsparcie, będzie czuła się kochana. Rodzice otworzą oczy i zrobią wszystko dla Sophie. Nigdy jednak nie wybaczą sobie swoich wcześniejszych błędów.
Sophie będzie miała nieco problemów. Ciężko będzie jej docenić samą siebie. Ciężko będzie jej zaufać innym. Nie będzie potrafiła pokazać na, co ją naprawdę stać. Niestety będzie bardzo często o wszystko siebie obwiniała.

Jest już silna, walczy i mówiła mi, że spełni swoje marzenia. Powiedziała mi, że dużo ze sobą niesie, ale powoli zrzuca balast. Dawno już mogła osiągnąć wiele. Droga jest długa, zawiła, co ma poradzić... Przez lata była sama, przez lata była nic niewartym śmieciem. 
Powiem Wam coś, znam ją...DA SOBIE RADĘ I TO BARDZO DOBRZE!

Sophie jest silna. Myślę, że jest dużo silniejsza niż sama myśli. Tylko co jeśli ktoś już tak silny nie będzie? Mimo wsparcia, jeśli już je dostanie. Co będzie z tym słabszym? Co?


Napisałam to opowiadanie całkiem niedawno. Jest to zbitek różnych prawdziwych historii. Nie jedna skończyła się źle.
Jest wiele takich SOPHIE. 

WALCZMY O SWOICH BLISKICH, WSPIERAJMY, ROZMAWIAJMY, BĄDŹMY, POKAZUJMY NASZĄ MIŁOŚĆ ZAWSZE I WSZĘDZIE.

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Wspinaczka górska i małe kuku. 🙉


Chciałabym zrobić coś zupełnie nowego. Chcę poczuć, że żyję całą sobą. Co by tu zrobić? Siadam przed komputer. No nie...znów to samo, nic się nie dzieje. Chwileczkę! A co to... wycieczka w góry. Wchodzę, aby sprawdzić szczegóły. To coś więcej to wycieczka z ' wyższym celem'. Celem jest zdobycie szczytu Skrzyczne. Nigdy nie zdobyłam żadnego.
Spójrzmy:
Nogi = ok. Może nie jak u biegacza, ale jakieś tam mięśnie są. 
Kondycja = może dam radę.
Zdrowie = jest dobrze.
Chęci = ogromne.

Brat również odczuwał chęć zrobienia czegoś nowego. Idę, mówię mu o tej wyprawie. Waha się. Pokazuję zdjęcia, widoki zapowiadają się wspaniale. Teraz już oboje chcemy. Biegnę sprawdzić, czy jeszcze są bilety...uff...są. Patrzę na nie i czuję, że zaczyna się nowy rozdział w moim życiu.

Tak też się stało. Szczyt Skrzyczne, mój pierwszy szczyt zdobyłam w złych warunkach pogodowych. Dosłownie co chwilę pogoda się zmieniała. Weszłam na tę górę w trampkach. Wiem, nie powinnam. Był śnieg, był upał, było błoto, był lód, było wszystko. Kompania była wyśmienita. Na początku trasy powiedziałam: 'Padam. Nie dam rady'. Potem wyprzedzaliśmy innych z uśmiechem na twarzy.
Tak właśnie znalazłam tę pasję, która otwierała i nadal otwiera nasze serca na nowe przygody.
Plany były wielkie. Mieliśmy zdobyć największe szczyty w Polsce. Mieliśmy również z bratem plan większego kalibru. Przejedziemy rowerami ze śląska nad morze i ze śląska do Szczawnicy.
Rower musieliśmy dokupić. Mamy, jedziemy na przygodę życia.
Zachorowałam na stawy. Po planach. Teraz plany traktuję z przymrużeniem oka. Robię swoje najlepiej, jak potrafię. Resztę zostawiam Bogu.
Nic nie szkodzi, chodzę  po mniejszych górach, chodzę i cieszę się wolnością, którą chyba każdy miłośnik wspinaczki górskiej czuje.
Długi wstęp, wiem. :D

Niedawno wybraliśmy się na lubianą przez nas górę. Zdobyliśmy po raz kolejny Stożek Wielki                       (978 m n.p.m.).





Pogoda tego dnia nam dopisała, choć ilość potu, jaki z siebie wylaliśmy...nie do opisania. Zawsze jeździliśmy z kimś, tym razem byliśmy sami. Samo dojście do szlaku swoje trwało.





Zaczynaliśmy wędrówkę z centrum Wisły. Oczywiście weszliśmy na zupełnie inny szlak, niż chcieliśmy.       U nas w rodzinie jest tak, zawsze się gubimy. Jadąc z nami na wycieczkę, spodziewaj się, że przynajmniej raz zabłądzisz. Tym razem też tak było... oczywiście. Lubię to. Błądzisz, szukasz drogi, uczysz się, musisz często wykazać się sprytem, widzisz więcej. Jest adrenalina. :D
Wylądowaliśmy tu. 👇 Gdziekolwiek to było. hahaha



Trasa od początku nie była łatwa (dla nas 😅). Mimo że najpierw szliśmy drogą asfaltową, bez wzniesień, to upał powodował, że wydawała się ona trwać wiecznie.
Spójrzcie, jaki kubek sobie zrobiłam. hehe



Aparat nagrzewał mi się niemiłosiernie, musiałam być ostrożna. Biegałam z cienia w cień. Widoki śliczne, przyroda zachwyca. Mimo upału, na który źle reagujemy, mimo to warto iść krok po kroku do przodu. Jak w życiu. Często najcięższe drogi prowadzą ku najpiękniejszym widokom naszego życia.





Robi się stromo, dość niebezpiecznie. Kamienie się osuwają. Nie robię zdjęć. Muszę skupić się na drodze. Chwila, moment, a cóż tam jest po prawej? No nie mogę, co za szczęście, kozy.
Wyobraźcie sobie małą dziewczynkę z dwoma kucykami zachwycającą się tymi słodziakami, to ja (choć mała już nie jestem haha). 😃💕







Stromo było praktycznie cały czas. Idziemy i idziemy i....idziemy. Nagle jest rozwidlenie dróg. No i co teraz, nie ma oznaczenia. Idziemy w prawo. Oczywiście źle. Wracamy. Droga w lewo dziwnie wygląda. Płasko jakoś. Widzimy ogromną górę po lewej. Chodzimy już dwie godziny i to cały czas pod górę, cały czas jest stromo. Czyżby to Stożek? Nieee... Przecież widzimy podnóże góry. 
Tak patrzę, byliśmy już na Stożku z innej strony. Może jednak...ohhh tak, to Stożek. Jakim cudem? Tyle już przeszliśmy, a my tu całą górę przed sobą widzimy. Nie mam pojęcia, jaką trasą szliśmy. Ludzi widzieliśmy raz. Koło zrobiliśmy spore. Śmieszy mnie to do teraz. 


To zdjęcie jest już zrobione dużo po tym, kiedy zrozumieliśmy, że tam jest nasz cel wspinaczki. :D

Tak długo na Stożek jeszcze nie szłam. hehe Widzę w tym same plusy. Nowe miejsca zwiedziliśmy, nogi wyćwiczyliśmy, słabości przezwyciężyliśmy i co najważniejsze...serca uradowane.



Wydaje się jakbyśmy byli na innej górze...byliśmy. :D

Zalani potem po bardzo stromym odcinku na szczyt Stożka, usiedliśmy na ławce, bardzo radośni. Litry napojów wypite, zdjęcia zrobione.Widok gór zawsze mnie uspokaja. Będąc na szczycie, czuję, że wszystko mogę osiągnąć. Takie widoki podziwialiśmy.






Schodząc w dół, ja zawsze mam dużo energii. Chyba z powodu dumy, że mimo choroby potrafię. Ostrożna zawsze jestem.





Nagle coś poczułam. Mój but stał się bardzo wilgotny. Idę dalej, już tak miałam...durne buty. Zaraz centrum. Siadam na ławce. Sprawdzam. Cała lewa stopa zakrwawiona. Starszy pan przerażony mówi, że trzeba opatrzyć. Jestem przygotowana na takie przygody. Jeden z palców wygląda jakby dziura w nim była. Panikuję. No ale to niemożliwe. Wyciągam, co trzeba. Kochany brat przemywa mi stopę. Krew się leje, na chodniku już muchy ją popijają. Słabo mi. Brat robi co może, bardzo mi pomaga. Uspokoił mnie, to tylko mała rana. Opatrunek był spory, krew bardzo przeciekała. Pomoc brata mnie wzruszyła. Zawsze powtarzam, że mam wymarzonego brata. 💖



Nie mogłam nałożyć buta, nie było szans na to. Marcin ściągnął skarpetki i co...i żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia. haha
Przez całe centrum Wisły szłam w jednym bucie i skarpetkach na drugiej stopie. Tak się śmiałam, że ludzie zaczęli śmiać się ze mną. Czułam ból, ale zwyczajnie cieszyłam się, że to nic wielkiego. Wyglądałam zabawnie, naprawdę zabawnie. Wiecie co, bardzo fajnie wspominam ten dzień, a przejście przez centrum, wśród tłumów w skarpetkach, powiedzmy o lasce, traktuję jak super przygodę. Oooo tak, dobrze, że miałam kijek. Były dwa, ale jeden na wstępie zepsułam.
Kocham te nasze wspinaczki. Marcin to brat cudowny, to mój przyjaciel prawdziwy, a wyprawy z nim to czysta przyjemność.







Pozdrawiam kochani. Ja wybieram się teraz na kolejną wyprawę. Krótki wypad matki z córką. Uwielbiam.
Do następnego.😘🎕