niedziela, 26 stycznia 2025

Strach, siła, odkrycia, rodzina.

 


To znów jeden z tych postów, które nie wiem, jak zacząć. Zacznę od podziękowań dla tych, którzy pytali, gdzie się podziewam, dla tych, od których otrzymałam piękne kartki, wiadomości. Jesteście absolutnie cudowni. Dziękuję również tym, którzy pomimo mojej małej aktywności blogowej, nadal ze mną zostali. Każdy z Was jest dla mnie ważny.


🙜🙞

Przyznam, że miałam różne myśli, począwszy od zakończenia blogowania, jakieś takie lęki, by napisać... Dla wielu ten blog jest odskocznią, miejscem, gdzie można poczuć się lepiej i to mnie niesamowicie cieszy. Jednak ostatni rok, a nawet więcej to pasmo wysokich gór do przejścia, którymi nie chciałam Was zasmucać w żadnej formie. Potem jednak pomyślałam, że niestety przemawia za mną lęk i zwykłe zmęczenie, bo wielu z Was nie raz mi udowodniło, że jesteśmy tu na dobre i na złe. 

Dlatego raz jeszcze...dziękuję.





🙜🙞

Pominę wiele, bo nie chcę samej sobie dokładać stresu. Zdjęcia, które tu zamieściłam, są z początku jesieni zeszłego roku i miały być wtedy tu opublikowane. Był również w przygotowaniu inny post z wyprawy, jednak dokładnie dzień po tej wyprawie zaczęła się wspinaczka pod górę dużych gabarytów.

To ten moment, kiedy wszystko jest OK i nagle słyszysz:

'Aga...krwawię.'

Z początku nie było takiego lęku, bo mój kochany brat miał już takie przypadki zapalenia. Brał tabletki i po tygodniu było dobrze.

Jednak nie przechodziło. Mój brat ma silną fobię społeczną, zresztą już Wam to pisałam. Niestety od lat nie potrafię napisać jego historii, za duży ciężar.

Nigdy nie zapomnę tej chwili, chwili przerażenia, kiedy zawołał z łazienki, bym dzwoniła do lekarza, ponieważ krwi leci coraz więcej i więcej. Tak, jak napisałam, pominę dużo, bo wierzcie mi, odkładałam pisanie tego dość długo.


Nie wiem, czy kiedykolwiek tak się bałam i czy kiedykolwiek wylałam tyle łez. Badań ogrom, wszędzie chciałam z Nim być, bo wiem, że mnie potrzebował. Był dzień, w którym Marcin miał  ważne badanie, ja musiałam iść do pracy, byłam w stanie wyczerpania, chcę zaznaczyć, że sama przechodziłam stresujące badania, ale wyszły ok. Od zaczęcia po sam koniec szychty płakałam. Dobrze, że była  koleżanka z pracy, bo dostałam wsparcie. Tam też dowiedziałam się, z czym walczymy, tam też usłyszałam lęk mojego brata.

Walczymy z chorobą prostaty...

Marcin to moje serce, mój najlepszy przyjaciel, moja siła, mój brat, część mnie.

Nienawidziłam tych momentów, nadziei, że udaje się to wyleczyć i tego cholernego powrotu krwotoku. Były momenty strasznego przerażenia, gdzie mocz już w ogóle nie przypominał moczu, gdzie krew była cały czas, a Marcin zastanawiał się, czy dożyje świąt...

Poczuliśmy grozę, kiedy lekarka powiedziała:

'Boję się o Pana.' 

Wysłała go na SOR. Pojechaliśmy tam, tam też każdy z nas pokonał wiele barier. Płakałam tam ze wzruszenia, kiedy mój brat z silną fobią był tym, który pomagał innym. To był ciężki dzień, ale byliśmy wtuleni w siebie. Przyjechaliśmy rano, wyszliśmy wieczorem, a na dworze stał Tata z Timmim, który podbiegł do nas z wielkim uśmiechem, cała nasza piątka tuliła się, jakbyśmy nie widzieli się lata.


 





Znaleźliśmy urologa, wykonałam w tym czasie wiele telefonów. Marcin jest po kilku badaniach, nigdy nie był sam, braliśmy wolne, nie ważne, musieliśmy być razem, bo w rodzinie siła.

Bardzo bał się jednego badania, które odbyło się w Katowicach. Tak, bał się, ale zawsze szedł, miał głowę na karku i robił, co tyko mógł, by sobie pomóc, jak i nam. Badanie w Katowicach było nie takie straszne, choć też niezbyt przyjemne, a opisanie go doprowadziłoby wielu z nas do osłabnięcia. Badanie miało wykluczyć raka i tam go wykluczyło. Po badaniu postanowiliśmy iść na jarmark świąteczny, by dodać sobie choć trochę radości. Mama była z Timmim w domku, nam udało się zrelaksować. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, właziliśmy w różne miejsca, zrobiliśmy zdjęcia dla Mamy, ja, Tata, Marcin.

Wszyscy jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Przeszliśmy wiele chwil grozy, wylaliśmy łez, jak nigdy, byliśmy jednocześnie silni, zmotywowani, byliśmy razem, razem płakaliśmy i razem walczyliśmy.


 



Staraliśmy się szukać ulgi, graliśmy w czwórkę w gry planszowe niemal codziennie i nadal to robimy, Timmi zawsze leży koło nas, cała rodzinka razem. Ja nie byłam sama na badaniach, Marcin nie był sam. Szukaliśmy pocieszenia, potrzebowaliśmy siły, zresztą sami wiecie.

W tym czasie nauczyłam się szydełkować, no nadal się uczę. Była to dla mnie czarna magia, a tu nagle szok... jestem w trakcie robienia sobie koca. Zrobiłam już grubo ponad setkę kwadratów i w ogóle mnie to nie nudzi. 

Nie wiem, jak, pojęcia nie mam, ale nagle zainteresowałam się kosmosem. Uwielbiam oglądać live z Nocne Niebo, AstroLife czy Nocny Marek. Pamiętam pierwszy raz zobaczenia starlinków. Nazywają je gwiezdnym pociągiem, wyglądają, jak gwiazdy, ale to satelity z internetem...

Staliśmy razem na balkonie, noc, nagle zza drzew wychodzi gwiezdny pociąg i przelatuje dokładnie nad nami, bez pośpiechu, tak, by móc docenić jego piękno...choć no trzeba przyznać, że dobre to dla środowiska nie jest, ale starlinki zawsze już pozostaną dla mnie symbolem magii w ciężkich chwilach. Skakałam, jak dzieciak z radości. Mama stała za mną i mnie grzała, zawołałyśmy resztę i razem oglądaliśmy magię na niebie, bo tak się wtedy czuliśmy...chwila magii, nadziei, wiary.

Spędziłam ponad dwie godziny na szukaniu perseidów, złapałam ich ponad dwadzieścia. Przyklejona do szyby, siedząc na ziemi, na kocu do drugiej w nocy. Nie żałowałam ani sekundy, choć plecy bolały, nie żałowałam. Zresztą powiem Wam, że im bardziej zagłębiam się w kosmos, tym bardziej zmienia się moje postrzeganie życia.



Wiem, że zeszłam z głównego tematu, choć i to ważne. Chciałam też chwilę odpocząć od pisania o tym, co jednak budzi ból.

Marcin ma się dużo lepiej, jest na miesięcznym leczeniu antybiotykiem, potem kończy to leczenie, idzie na kolejne badania, by zobaczyć, by podjąć decyzję, co robić dalej. Tomograf wyszedł dobrze, nadal jakieś objawy ma, więc nadal z tym walczymy. Walczymy z całych sił i tak mocno też wierzymy.

 


Każdy z nas ma silne poczucie zmiany, wiadomo, że takie chwile zmieniają człowieka. Chyba już każdy z nas skupia się na tym, co najważniejsze, jakby z większą świadomością.



Marcin, Mama, Tata, Timmi,  to mój najcenniejszy skarb i wydaje się to niemożliwe, a jednak...piękno naszej relacji zostało jeszcze bardziej wyszlifowane.


Wiem, że to nic odkrywczego, ale proszę, zawsze cencie chwile z ukochanymi, mówcie KOCHAM, LUBIĘ, DOCENIAM. Nie zaniedbujcie tych, którzy są dla Was ważni. Nie mówcie 'nie' na wspólny spacer, jeśli możecie na niego iść i widzicie, że to ważne dla drugiej osoby. Nie zapominajcie przytulać, słuchać, być obok, niech to, co tak naprawdę mniej istotne nie zasłania Wam Waszych najcenniejszych darów, ktokolwiek i cokolwiek to jest. Dla mnie to rodzina, moje pasje, moje autentyczne ja.

Zatem raz jeszcze dziękuję każdemu, kto tu został, przeczytał, wspiera. Każdy z Was jest dla mnie ważny i będę to często powtarzać. Wielu z Was jest dla mnie światłem w mroku, siłą, kiedy upadam, uśmiechem, kiedy go potrzebuję, wiedzą i prawdziwą duchową rodziną.






 






niedziela, 22 września 2024

Równi sobie pracownicy.

 


Lato, słoneczko, błękitne niebo, więcej ludzi wkoło... dla wielu to sama radość i niech nią pozostanie. Dla Agnieszki i jej brata Marcina to jest męka. haha 

Okropne upały, a my zimnolubni... absolutna męka, co ja  będę Wam pisać, że nie, jak męka i taka najszczersza prawda. Jednak zdarzył się cud, pomimo że u nas to już lato przypomina wręcz to pustynne, a deszcz to cud najwyższy, to jednego cudownego dnia nastąpiła miła niespodzianka. Wprawdzie była to radość tylko dla tych, co za latem nie przepadają, ale dajcie nam nacieszyć się tą chwilą. ;D

Ps. Pisane, kiedy jeszcze dychać nie szło...

 






Dziewiętnaście stopni, pochmurnie, więcej wiatru, mniej ludzi, nosz toż to radocha dla Agi i jej brata. Jeden cudowny dzień, no bo potem zaś była męka.

Tego dnia postanowiliśmy się udać na małą wycieczkę. My uważamy, że jesteśmy ładowani siłą zimna i chmur, także siły te trzeba było jakoś spożytkować.




Taka szybka wyprawa, czterdzieści minut autobusem i gotowe. Nie lubię za bardzo lata, doceniam naturę, ale mimo że się staram, to moje serce zawsze woła do jesieni i zimy. Zresztą tak, jak kogoś innego serce woła do lata, a wiem, że Was tu sporo, co lato cenią najbardziej i niech ono zawsze będzie Waszym szczęśliwym czasem. Dla Was przygotuję post czysto letni.






Tak jak pragnę, by inni pozwolili mi cieszyć się chłodnymi porami roku, a nie mówili, że: jesień do bani, a śnieg to białe gówno, tak ja pozwalam innym cieszyć się latem...

Czemu o tym piszę, a bo chcę pisać tu prawdę, a nie podlizywać się i kłamać Wam, że lato to dla mnie sama radość i zawsze się uśmiecham i jest tęczowo... nie. Lato jest dla mnie wyzwaniem, tak jak dla kogoś jest nim zima. Zwyczajnie jednemu serce się uśmiecha na czas letni, a  drugiemu na czas zimy i tyle.





Dziś idziemy na spacer, Ty i ja i Marcin. Spacer letni, może Ci troszkę za zimno, w końcu to tylko dziewiętnaście stopni. Postaramy Ci się ocieplić serce naszą radością z chmur i chłodniejszej temperatury, a Ty jeśli lubisz lato, pewnie wskażesz nam więcej skarbów tej pory roku, to jest równowaga.

Jesteśmy w Pszczynie.

 

Czekamy na pociąg, trzy minutki, no może pięć i wychodzimy. Mijamy domostwa, udaje nam się nawet dojrzeć koniki. Oczywiście, źle skręcamy, ale i tą drogą można dojść do celu. Witają nas pszczoły, kaczki, grzyby, lato pomieszane z jesienią.

 

 




Wita nas ogród latem i choć nie jest ono w moim sercu zbyt blisko, to go doceniam. Marcin nas rozbawia, on jest taki śmieszny. Gdyby inni wiedzieli, gdyby mogli przeskanować... zobaczyliby, ile ciężaru nosi, ile tego go przygniata od najmłodszych lat. Iluż ludzi widzi tę uśmiechniętą twarz i nie wie, ile w niej bólu, ale i siły ducha. Dobro serca jego pomaga widzieć wyraźniej i to dobre i to złe. Da Ci się poznać, choć stopniowo... ja zresztą tak samo.




Tu chcę się pochwalić, bo dumna jestem z Niego ogromnie. Szliśmy na spacer nocny z Timmim, za nami szedł facet. Było bardzo głośne boom, obróciłam się i nic nie widziałam, poszłam dalej... znów się obróciłam... na ulicy leżał facet. Nogi na krawężniku, głowa na ulicy. Ja byłam w szoku, Marcin powiedział, że musimy iść. Poszliśmy, trzymałam Timmiego, facet we krwi, Marcin go podniósł, pomógł dostać się na ławkę. Nie ominął, nie olał, a bo może pijak... podszedł i pomógł, jestem dumną siostrą. <3


Wracamy do ogrodu, troszkę zeszłam z tematu, ale podczas spaceru przeca się rozmawia o różnościach. :)

Jest troszkę ludzi, taka ilość jest spoko. Wchodzimy w różne ścieżki. Ja zawsze lubiłam te tajemnicze, zawsze takie lubiłam najbardziej.


 
Właściwie takie lato lubię, zimniejsze, z chmurkami i wszystkimi tymi barwami... takie mam myśli. Potem zaraz serce wyobraża sobie jesienny ogród... Och olać to! Kocham, co kocham, nie lubię, czego nie lubię i tyle. Niech każdy żyje po swojemu, byle nie bał się tego, byle nie pozwalał, by inni wpływali na to, że to, co bliskie, staje w zaciemnieniu.


Poczuj wolność bycia sobą i chodź cieszyć się tym wspólnie. Nie ważne czy dzieli nas ulubiona pora roku, bo łączyć może nas znacznie więcej.






Cudne kwiaty, puszyste chmury, dojrzewające owoce, chłodek, jakoś to wszystko współgra.

Słońce pomaga wzrosnąć roślinie, deszcz podleje.

Chmury pomogą odrodzić się, kiedy słońce nieco się zapomniało i je spaliło.

Zima pozwoli naturze odpocząć, jesień przygotuje do tego zasłużonego odpoczynku, wiosna powoli rozbudzi i tak dalej...

Może ja jestem zimą, która pozwala odpocząć, a Ty jesteś wiosną, która budzi ze snu...

Równie ważne, współpracujemy, razem spacerując, ciesząc się sobą nawzajem. Może nas nieco różni, może łączy jeszcze więcej, kwestia, na czym się skupimy.




Marcin właśnie się do nas uśmiechnął, ja do Was również uśmiech odwzajemniam, widzę też Twój piękny.

Doceniam Cię Lato, choć ponarzekam.

Lubię Cię Wiosno szczerze.

Kocham Cię Zimo i Jesieni, za to, jaką magię czuję od Was.

Wszyscy równie ważni CZARODZIEJE ZIEMI. 





JAK ZAWSZE... DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ ZA TO, ŻE JESTEŚCIE, BO Z WAMI WSZYSTKO PIĘKNIEJE.

UŚCISKI. <3