niedziela, 4 maja 2025

MY.

Witajcie moi drodzy, to chyba będzie post z dużą ilością zdjęć i małą ilością tekstu.


Z całego serca dziękuję za ogrom wsparcia dla Marcina, dla nas. Marcin dziękuje za każde słowo, ja dziękuję za wasze piękno, które dodało nam wielu niesamowitych barw. Braciszek czuje się lepiej, niestety nadal odczuwa palenie, które nie chce odpuścić. Krwi nie ma, a walka trwa, by jeszcze pokonać pozostałości. Marcin to silny człowiek, bo ile potrzeba siły, by uśmiechać się, nawet kiedy jest ciężko, kiedy coś przeraża, stresuje. Tak, mój brat jest silny i często uśmiechnięty pomimo różnych ciężkich bitew, które przechodzi. Duma! Teraz zrobiło się ciepło, to też musi uważać na pot, który jest niewskazany. Ja też mam nieco do walki zdrowotnie, ale dam radę. No i tyle, bo ile można o chorobach... Poza tym to przeca dużo darów się posiada.
 

 





Dziś oglądacie zdjęcia z tej wycieczki, kiedy wszystko się zaczęło. Nie byłam pewna, czy chcę je oglądać, ale zerknęłam. Popatrzcie tylko, ile tu radości, ile kolorów, moja ukochana jesień, ileż zabawy, miłości.



 



Jak ważne jest, by w ciężkich chwilach nie zamykać się na całą resztę, na te dary, o których łatwo zapomnieć. Nie, w ciężkich chwilach nie jest łatwo dostrzec to, co się widzi, kiedy mamy się dobrze. Siła w tych, którzy potrafią to robić, choć odrobinkę. Brawo!



Pewnie niektórzy zauważyli, że ostatnimi czasy dodaję zdjęcia nasze, rodzinne takie bardzo naturalne. To zdjęcia z naszych komórek, szczere do bólu, po prostu MY.

Mam dość oglądania w necie zdjęć wyretuszowanych, pełnych filtrów, byle pokazać się, jak najcudowniej, jak tylko to możliwe. Niech każdy robi, co tam chce, ale ja chcę tu pokazywać Wam, no prawdziwych NAS. Wiecie, jak często ludzie zaskakują mnie swoją 'ślepotą'... Mężczyźni nie widzą tony makijażu u kobiet, porównując je z ich własnymi żonami, które oczywiście nie są tak piękne, tak zgrabne, tak wygładzone...



Kobiety zazdroszczące innym, nie widząc, ile ta druga kobieta ma na sobie 'wszystkiego'. Nie mówię, że makijaż jest zły, absolutnie nie, dla wielu jest to wręcz sztuka i git. Hm... jednak filtry nakładane masowo na każde zdjęcie, to już dla mnie zwykłe oszustwo innych i samego siebie.


Przyznam, że za każdym razem, kiedy ktoś mi mówi: ta laska z filmu (bądź nie), ma pięćdziesiąt, a wygląda na trzydzieści, ta skóra, te włosy, nie to, co moja baba...

Ja mówię: ok, piękna, ale pamiętaj, że to filtrów sporo, makijażu sporo i kto tam wie, jak ona tak naprawdę wygląda, bo możesz się nieźle zdziwić.

Wiecie, dlaczego to mówię, bo coraz więcej osób porównuje się, zmienia siebie coraz bardziej, wszystkiego coraz więcej, a nadal się porównuje... i nadal i nadal i nadal... Niszczą swoja unikalność, zamykają na zamek to, co najcenniejsze mają w sobie, a szkoda!


Czy byłoby dla Was ok, jakbym poruszała na blogu takie tematy, trochę psychologiczne, szczere na maksa, z mojego doświadczenia... zresztą robię to czasami. hehe

No, także u mnie foty z naszymi twarzyczkami, jak najbardziej naturalne. Jak czegoś za dużo, za mało, za wąsko, za szeroko... olewamy.

Od dziecka rodzice powtarzali mi, że moja naturalność jest piękna, unikalna i bym taka pozostała, bo to dar. Wielu dzieci, a nawet dorosłych tego nie słyszy niestety. Wielu słyszy coś zupełnie odwrotnego...

Także, tu i teraz, ja Wam piszę:

JESTEŚCIE PIĘKNI, Z I TYM BARDZIEJ BEZ MAKIJAŻU! JESTEŚCIE KOCHANI, BARWNI, PRZYJACIELSCY, ZDOLNI, INSPIRUJĄCY. JESTEŚCIE JEDYNI W SWOIM RODZAJU, NIE MA DRUGIEJ TAKIEJ OSOBY I NIGDY NIE BĘDZIE.




Pamiętajcie, że Wasze unikalne piękno jest naprawdę dużo warte.

No, a piękno, te bez tego wewnętrznego, przyciąga na dłużej tylko tych, co posiadają niestety głównie to zewnętrzne, bądź, co gorsza tych zagubionych. Raz jeszcze, pamiętajcie, że Wasze unikalne piękno jest naprawdę dużo warte.


Musimy tu też dodać, że piękno wewnętrzne i zewnętrzne potrafi współgrać. Niech nie budzi ono niezdrowej zazdrości, a inspirację, bo niestety często właśnie budzi zazdrość...

Czyż nie byłoby milej na świecie, gdyby więcej ludzi, jak już musi, porównywałoby się do tych dobrych, pomocnych dusz, aniżeli do 'tylko pięknych'...

Tak nagle wyszedł mi ten temat, za dużo ostatnio nasłuchałam się 'zaślepionych ludzi', którzy zbyt cenią 'maski', zamykają oczęta na dobro i unikalność duszy, gubią siebie i często stają się klonami innych, naprawdę wielka szkoda, bo wielu z nich była naprawdę ciekawa, barwna... może jeszcze powrócą do siebie...










No to tyle mojego beblania, jednak nie taki krótki tekst. hehe

Kochani, ja naprawdę cenię, że mam tu Was, że to akurat Wy!!!! Kocham Waszą unikalność, pasje, lęki, o których macie odwagę pisać. Uwielbiam Waszą unikalną modę, Wasze ogrody, smutki i radości. Nie, że uwielbiam smutki i lęki, ale fakt, że macie siłę, by o nich pisać, to wielka siła. Nie porównuję się z Wami, inspiruję się, bo akurat tu mam wielu ludzi prawdziwie pięknych...wewnętrznie i zewnętrznie. Nawet jeśli ktoś z Was tego w sobie nie widzi, ja widzę!

Z ogromną miłością Was pozdrawiam i przytulam mocno... moje wspaniałe unikaty. 

Ps. Za mało fot, to dodaję jeszcze parę, te z moją rodzinką, początkiem wiosny, jeszcze nie było tak kolorowo, ale mam nadzieję, że kolory zobaczycie w NAS.


  









niedziela, 26 stycznia 2025

Strach, siła, odkrycia, rodzina.

 


To znów jeden z tych postów, które nie wiem, jak zacząć. Zacznę od podziękowań dla tych, którzy pytali, gdzie się podziewam, dla tych, od których otrzymałam piękne kartki, wiadomości. Jesteście absolutnie cudowni. Dziękuję również tym, którzy pomimo mojej małej aktywności blogowej, nadal ze mną zostali. Każdy z Was jest dla mnie ważny.


🙜🙞

Przyznam, że miałam różne myśli, począwszy od zakończenia blogowania, jakieś takie lęki, by napisać... Dla wielu ten blog jest odskocznią, miejscem, gdzie można poczuć się lepiej i to mnie niesamowicie cieszy. Jednak ostatni rok, a nawet więcej to pasmo wysokich gór do przejścia, którymi nie chciałam Was zasmucać w żadnej formie. Potem jednak pomyślałam, że niestety przemawia za mną lęk i zwykłe zmęczenie, bo wielu z Was nie raz mi udowodniło, że jesteśmy tu na dobre i na złe. 

Dlatego raz jeszcze...dziękuję.





🙜🙞

Pominę wiele, bo nie chcę samej sobie dokładać stresu. Zdjęcia, które tu zamieściłam, są z początku jesieni zeszłego roku i miały być wtedy tu opublikowane. Był również w przygotowaniu inny post z wyprawy, jednak dokładnie dzień po tej wyprawie zaczęła się wspinaczka pod górę dużych gabarytów.

To ten moment, kiedy wszystko jest OK i nagle słyszysz:

'Aga...krwawię.'

Z początku nie było takiego lęku, bo mój kochany brat miał już takie przypadki zapalenia. Brał tabletki i po tygodniu było dobrze.

Jednak nie przechodziło. Mój brat ma silną fobię społeczną, zresztą już Wam to pisałam. Niestety od lat nie potrafię napisać jego historii, za duży ciężar.

Nigdy nie zapomnę tej chwili, chwili przerażenia, kiedy zawołał z łazienki, bym dzwoniła do lekarza, ponieważ krwi leci coraz więcej i więcej. Tak, jak napisałam, pominę dużo, bo wierzcie mi, odkładałam pisanie tego dość długo.


Nie wiem, czy kiedykolwiek tak się bałam i czy kiedykolwiek wylałam tyle łez. Badań ogrom, wszędzie chciałam z Nim być, bo wiem, że mnie potrzebował. Był dzień, w którym Marcin miał  ważne badanie, ja musiałam iść do pracy, byłam w stanie wyczerpania, chcę zaznaczyć, że sama przechodziłam stresujące badania, ale wyszły ok. Od zaczęcia po sam koniec szychty płakałam. Dobrze, że była  koleżanka z pracy, bo dostałam wsparcie. Tam też dowiedziałam się, z czym walczymy, tam też usłyszałam lęk mojego brata.

Walczymy z chorobą prostaty...

Marcin to moje serce, mój najlepszy przyjaciel, moja siła, mój brat, część mnie.

Nienawidziłam tych momentów, nadziei, że udaje się to wyleczyć i tego cholernego powrotu krwotoku. Były momenty strasznego przerażenia, gdzie mocz już w ogóle nie przypominał moczu, gdzie krew była cały czas, a Marcin zastanawiał się, czy dożyje świąt...

Poczuliśmy grozę, kiedy lekarka powiedziała:

'Boję się o Pana.' 

Wysłała go na SOR. Pojechaliśmy tam, tam też każdy z nas pokonał wiele barier. Płakałam tam ze wzruszenia, kiedy mój brat z silną fobią był tym, który pomagał innym. To był ciężki dzień, ale byliśmy wtuleni w siebie. Przyjechaliśmy rano, wyszliśmy wieczorem, a na dworze stał Tata z Timmim, który podbiegł do nas z wielkim uśmiechem, cała nasza piątka tuliła się, jakbyśmy nie widzieli się lata.


 





Znaleźliśmy urologa, wykonałam w tym czasie wiele telefonów. Marcin jest po kilku badaniach, nigdy nie był sam, braliśmy wolne, nie ważne, musieliśmy być razem, bo w rodzinie siła.

Bardzo bał się jednego badania, które odbyło się w Katowicach. Tak, bał się, ale zawsze szedł, miał głowę na karku i robił, co tyko mógł, by sobie pomóc, jak i nam. Badanie w Katowicach było nie takie straszne, choć też niezbyt przyjemne, a opisanie go doprowadziłoby wielu z nas do osłabnięcia. Badanie miało wykluczyć raka i tam go wykluczyło. Po badaniu postanowiliśmy iść na jarmark świąteczny, by dodać sobie choć trochę radości. Mama była z Timmim w domku, nam udało się zrelaksować. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, właziliśmy w różne miejsca, zrobiliśmy zdjęcia dla Mamy, ja, Tata, Marcin.

Wszyscy jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Przeszliśmy wiele chwil grozy, wylaliśmy łez, jak nigdy, byliśmy jednocześnie silni, zmotywowani, byliśmy razem, razem płakaliśmy i razem walczyliśmy.


 



Staraliśmy się szukać ulgi, graliśmy w czwórkę w gry planszowe niemal codziennie i nadal to robimy, Timmi zawsze leży koło nas, cała rodzinka razem. Ja nie byłam sama na badaniach, Marcin nie był sam. Szukaliśmy pocieszenia, potrzebowaliśmy siły, zresztą sami wiecie.

W tym czasie nauczyłam się szydełkować, no nadal się uczę. Była to dla mnie czarna magia, a tu nagle szok... jestem w trakcie robienia sobie koca. Zrobiłam już grubo ponad setkę kwadratów i w ogóle mnie to nie nudzi. 

Nie wiem, jak, pojęcia nie mam, ale nagle zainteresowałam się kosmosem. Uwielbiam oglądać live z Nocne Niebo, AstroLife czy Nocny Marek. Pamiętam pierwszy raz zobaczenia starlinków. Nazywają je gwiezdnym pociągiem, wyglądają, jak gwiazdy, ale to satelity z internetem...

Staliśmy razem na balkonie, noc, nagle zza drzew wychodzi gwiezdny pociąg i przelatuje dokładnie nad nami, bez pośpiechu, tak, by móc docenić jego piękno...choć no trzeba przyznać, że dobre to dla środowiska nie jest, ale starlinki zawsze już pozostaną dla mnie symbolem magii w ciężkich chwilach. Skakałam, jak dzieciak z radości. Mama stała za mną i mnie grzała, zawołałyśmy resztę i razem oglądaliśmy magię na niebie, bo tak się wtedy czuliśmy...chwila magii, nadziei, wiary.

Spędziłam ponad dwie godziny na szukaniu perseidów, złapałam ich ponad dwadzieścia. Przyklejona do szyby, siedząc na ziemi, na kocu do drugiej w nocy. Nie żałowałam ani sekundy, choć plecy bolały, nie żałowałam. Zresztą powiem Wam, że im bardziej zagłębiam się w kosmos, tym bardziej zmienia się moje postrzeganie życia.



Wiem, że zeszłam z głównego tematu, choć i to ważne. Chciałam też chwilę odpocząć od pisania o tym, co jednak budzi ból.

Marcin ma się dużo lepiej, jest na miesięcznym leczeniu antybiotykiem, potem kończy to leczenie, idzie na kolejne badania, by zobaczyć, by podjąć decyzję, co robić dalej. Tomograf wyszedł dobrze, nadal jakieś objawy ma, więc nadal z tym walczymy. Walczymy z całych sił i tak mocno też wierzymy.

 


Każdy z nas ma silne poczucie zmiany, wiadomo, że takie chwile zmieniają człowieka. Chyba już każdy z nas skupia się na tym, co najważniejsze, jakby z większą świadomością.



Marcin, Mama, Tata, Timmi,  to mój najcenniejszy skarb i wydaje się to niemożliwe, a jednak...piękno naszej relacji zostało jeszcze bardziej wyszlifowane.


Wiem, że to nic odkrywczego, ale proszę, zawsze cencie chwile z ukochanymi, mówcie KOCHAM, LUBIĘ, DOCENIAM. Nie zaniedbujcie tych, którzy są dla Was ważni. Nie mówcie 'nie' na wspólny spacer, jeśli możecie na niego iść i widzicie, że to ważne dla drugiej osoby. Nie zapominajcie przytulać, słuchać, być obok, niech to, co tak naprawdę mniej istotne nie zasłania Wam Waszych najcenniejszych darów, ktokolwiek i cokolwiek to jest. Dla mnie to rodzina, moje pasje, moje autentyczne ja.

Zatem raz jeszcze dziękuję każdemu, kto tu został, przeczytał, wspiera. Każdy z Was jest dla mnie ważny i będę to często powtarzać. Wielu z Was jest dla mnie światłem w mroku, siłą, kiedy upadam, uśmiechem, kiedy go potrzebuję, wiedzą i prawdziwą duchową rodziną.