niedziela, 21 stycznia 2024

ZNISZCZONE ZAUFANIE.

 


Miałam o tym nie pisać, ale nie potrafię.

Nie potrafię wstawić tu innego posta, choć go szykuję.

Nie potrafię, póki nie napiszę wyjaśnień, póki nie wywalę z siebie tego...

Postaram się nie namieszać. Nie napiszę konkretnie, choć podejrzewam, że wielu może się domyślić.

❤❤❤

Od czego zacząć, skoro tak dużo chce się opowiedzieć, a jednocześnie nie chce się narazić drugiej osoby. Może to moja głupota, może siła...nie wiem.

Większość życia się znamy, tyle lat, wspólnych przeżyć. Ta pewność, że możesz ufać, że znasz niemal na wylot.

Następuje nagłe 'oświecenie'.

Jest Cię w życiu tej osoby coraz mniej, dajesz znać, tłumaczysz, pytasz. Chcesz zrozumieć, a odpowiedź, jaką dostajesz to- nie wiem.

Ty zauważasz zmiany, inni również. Tak, jak wcześniej czułaś, że może Ci się wydaje, że przesadzasz, tak inni zaczynają Ci potwierdzać, że jednak masz rację. Zaczynasz widzieć coraz więcej.

Takie głupotki, jak kupiona roślina na urodziny, ta, która tak bardzo podobała się w sklepie, pamiętasz to dokładnie. Reakcja na prezent jest jednak zaskakująca, ponieważ ten ktoś stwierdza, że prezent 'śmiechowy', miny strzela niezadowolenia i mówi, że liczyła na dostanie innej...

Taka se sytuacja, a może jeden ze znaków przygotowawczych w tym konkretnym przypadku. Zawsze znużenie, zawsze zmęczenie na spotkaniach...

Piszesz, emocje wywalasz... jedno zdanie w odpowiedzi dostajesz i dobranoc... zamiast wiadomości, serduszko i nara. Takie małe znaki, bo przecież czasami jest lepiej, może jednak się mylisz...

Potem nieco większe i większe sygnały otrzymujesz. Spoglądasz na swoją galerię w telefonie i zdajesz sobie sprawę, że tej osoby tam niemal nie ma, znajdujesz jedno zdjęcie sprzed miesięcy. Choć przecież nie raz tłumaczyłaś... powinniśmy budować wspólne chwile.

Ten moment, w którym mówisz do tej osoby:

Czemu ja mam z Tobą takie sny, czemu w każdym mnie oszukujesz?

Kiedy ta osoba odpowiada, że nie wie, a ty po czasie już wiesz, że czasami sny są wskazówkami, czasami pokazują coś, czego my nie jesteśmy w stanie zauważyć...a może się zwyczajnie boimy...

Następuje moment, w którym już na 100% wiesz, że jesteś w głupiej grze, moment, w którym osoby zranione dają ci znać, że czują to samo, że już nie mają nawet siły samych siebie oszukiwać.

Jesteśmy wszyscy zepchnięci, zamieceni w kąt, jesteśmy wszyscy oszukiwani.

Stawiam na szczerość, mówię bez ogródek.

TY, ja wręcz czuję, że coś jest nie tak, że mnie oszukujesz. (ta rozmowa była długa, bezpośrednia)

Słuchasz dziwnych historii, widzisz dziwne zachowania, musiałaś w końcu powiedzieć, co czujesz...choć czy wcześniej nie mówiłaś...

W odpowiedzi dostajesz pięknie przyozdobione, prosto w oczy KŁAMSTWO, a potem kolejne, to głupie dawanie nadziei, w które wpadasz.

Ty jednak dostajesz znak za znakiem, jesteś raniona, inni są ranieni, bliskie ci osoby. Prosisz o szczerość, normalnie prosisz, ze względu na wspólne lata, na to, co was łączy. W odpowiedzi dostajesz wiele słów i zapewnień, że się mylisz, że nie ma nic, co mogłoby Cię martwić. Prosto w oczy kolejne KŁAMSTWO.

Podejmujesz jeszcze jedną próbę, odbywasz rozmowę. Mówisz, co się zmieniło, wiesz, że ta osoba nie może zaprzeczyć prawdzie, obie strony wiedzą, kto winę ponosi. Choć nikt idealny nie jest, tak tu obie strony wiedzą.

Dajesz znać: 

Ja wręcz wiem, że kłamiesz, że to gra, w co ty grasz?

Nie gram, naprawdę nie gram.

Płyną słowa, które chcesz usłyszeć, pięknie dobrane słowa, te, które powinny się pojawić. Dlaczego ty nadal czujesz, że to kłamstwo... aż ci z tym źle. Czemu czujesz się z tym źle, skoro rany są zadawane praktycznie regularnie, słowa piękne, czyny im zaprzeczają.

Dowiadujesz się prawdy, doceniasz, bo wyznanie prawdy nie jest łatwe.

Prawda cię mrozi, łamie ci serce, przejeżdża przez ciebie walec, wszystko się zmienia.

Prawda jest obrzydzająca. Nagle z minuty na minutę ta osoba staje się jakaś obca, jest niesamowicie brzydka... tak jakbyś pierwszy raz widział prawdziwą twarz.

Słyszysz prawdę, nadal widząc kłamstwo. Starasz się to wrażenie powstrzymać, choć masz poczucie, jakby ze wszystkich stron Aniołowie krzyczeli; OSZUST, OOOSZUST. UCIEKAJ.

Zwalczasz to, chcesz zrozumieć, jednak jest ciężko. Dostajesz takie wyjaśnienia (zmieniam imiona):

Pierwsze kłamstwo, to to, że  Jacek ma tak naprawdę na imię Stefek.

Patrzysz z niedowierzaniem. Słyszysz, że ta osoba ci na początku powiedziała Jacek, potem okazało się, że się pomyliła w imionach i tak Jacek już został.

Przecież wystarczyło powiedzieć, że imiona się pomyliły, każdemu może się zdarzyć, po co to ciągnąć tyle...lat.

Kolejna odpowiedź...nie wiem.

Nie chcę też pisać całej historii, ale wiem, że gdybym to zrobiła wielu z was, a pewnie wszyscy, by czytali z obrzydzeniem.

Próbowałam zrozumieć, choć było naprawdę ciężko, kiedy słyszałam takie coś (znów zmiana, teraz zawodu, ale reszta taka, jak było):

Pracuję w McDonald's, ale...ale pracuję też w KFC...

I przez te lata nie mogłaś powiedzieć, że masz dwie prace...toż byłabym dumna...czemu...czemu...

Odpowiedź: nie wiem.

Zadajesz pytania, chcesz zrozumieć, nie chcesz się poddać, nie po tylu latach razem. Jednak im więcej pytasz, tym mniej pojmujesz. Na swoje 'chcę cię zrozumieć', na pytania cię męczące otrzymujesz dobitne:

Co bym teraz ja nie powiedziało, to nie zmieni to tego com poczyniło.

Mogłoby, gdybym miała szansę zrozumieć, bo czasami tak bywa, że ludzie się gubią...choć tu...

Ujmę to tak, choć łatwe to nie jest, ale czasami szukamy odpowiedzi, choć tak naprawdę już ją znamy. Ja znam, kolejne osoby zranione pewnie też, pomimo nadziei znamy odpowiedzi na nasze pytania.

Zaczynasz dostrzegać coraz więcej, wiesz więcej i zaczyna cię brać na wymioty. Fakt za faktem, czego jeszcze szukasz... Cokolwiek znajdziesz, cokolwiek zrozumiesz, jest potwierdzeniem tego, co już wiesz.

Ta osoba jest w moim życiu, jednak już inaczej. Nie wiem, czy powinna być, czy nie. Jest nadal, choć jakby jej nie było. Nie da się czasami przestać kochać, nie tak szybko. Podam dłoń w potrzebie, bo wspólne lata, bom głupia... za świeże wszystko. Ufność spadła do zera. Piękne słowa zaślepiacze mnie nie interesują. Chcesz być w moim życiu, walcz, skończ ranić, kłamać, wciągać w gierki.

Ile już ran zostało zadanych, by tobie było dobrze. Dlaczego tyle czasu nasze rany były łatwiejsze do zadania aniżeli twa swoboda... Tobie ma być fajnie w życiu, inni w kłamstwie żyją...ile jeszcze ran zadasz... Dlaczego jedno życie wykopane zostało dla drugiego... Ranisz dobrych ludzi, ranisz tych, co zawsze za tobą murem stali. Tyle lat kłamstw dalej prowadzonych, wykopani dla twej wygody...nawet nie wiem dlaczego... Twa gra nadal trwa, ja idę dalej. Trzymasz bliskich w samym środku chlewu, tworzysz go dla nich, czasami tylko ozdabiasz go kwiatami, ale ten chlew to nadal chlew...byleby tylko utrzymać siebie na piedestale.

Ile sił, odwagi kosztowało cię nas okłamywanie prosto w oczy przez tak długi czas, gdzie są te siły, by pokazać, że ci na nas w ogóle zależy...

PUSZCZAM. IDĘ DALEJ! KONIEC GIER ZE MNĄ!!!!

Ja wiem, że napisałam ogólnikowo. Mogłabym napisać wszystko, ale nie zrobię tego, nie jestem śmieciem, choć tak ja i reszta zaangażowanych zostaliśmy potraktowani. Powodem mej ciszy na blogu była walka o siebie, zdrada, zawiedzenie, ohydna prawda, prawda w nawiasie...egoistyczna gra, w której nie musiało być tylu rannych i to jest najgorsze.

Jedna sprawa jednak mnie do teraz nieco dziwi, a mianowicie fakt, że bardzo ładnie sobie poradziłam. Nie zrozumcie mnie źle, leczyć rany będę może i całe życie, ale jest zaskakująco inaczej, niż mogłabym nawet przypuszczać.

Może to fakt, że ta osoba była przez jakieś półtora roku, a może dłużej w moim życiu tylko jako gość. Ta osoba sama nauczyła mnie, że praktycznie nasze drogi wędrują w inne strony.

Może fakt, że rana została zadana przez bardzo ważną istotę dla mnie, spowodowało, że zaraz po łzach, jak groch przyszła siła pantery.

Nie wiem skąd, nie mam pojęcia, jakim cudem...choć wiem. Mam cudowną rodzinę, jedna z Was nie pozwoliła mi zapomnieć o samej sobie, nie pozwoliła, bym zamknęła się na ludzi, choć była uważniejsza, dziękuję.

Otworzyłam się na nową koleżankę w pracy, świetnie się dogadujemy, ogólnie jakoś tak pokonuję więcej barier, jestem uważniejsza, tak też bardziej ostrożna. Nie wiem, jak to się stało, że stałam się bardziej sobą, że już tak mało się przejmuję opiniami. Teraz tym bardziej chcę być sobą, o tym będzie inny post.

Nie wiem do końca, co się stało... skąd ten uśmiech, wiara. Jakim cudem potrafię tańczyć, śpiewać, wygłupiać się, krzyczeć, płakać z większym poczuciem, że to jestem ja i szczerze siebie kocham, może nawet bardziej niż wcześniej. Jestem poraniona, mam dodatkowe blizny, ale też jestem pełna szczęścia i czegoś dobrego, czego jeszcze nazwać nie potrafię, jeszcze też nieco pogubiona.

❤❤❤

Ten post jest dedykowany wszystkim zranionym, oszukiwanym... tym, co oddali kawał swego serca innym, tym co zostali za to niedocenieni.

Ten blog od zawsze miał być oparty na szczerości. Mam dość kłamstw, pięknie dobranych słów kryjących brzydotę. Mam dość pozerstwa. 

Ten blog oparty jest na prawdzie. Wiedzcie, że możecie tu być sobą, chcecie se przeklnąć, zróbcie to. Chcecie razem popłakać, jestem tu dla Was. Możemy ponarzekać, możemy pośmiać się z naszych głupot. Ten blog jest dla Was, tu możecie być sobą.

Nie raz jeszcze ktoś nas zrani, nieco mądrzejsi, wiem, że sobie poradzimy. Chcę się z Wami dzielić moją najszczerszą Ja, pełną wad i zalet. Popełniającą gafy, walczącą o marzenia, chcę tego jeszcze bardziej. Mam dość 'masek', ja nie noszę i też ich w swoim życiu nie chcę.

Wiem, że razem możemy stworzyć całkiem sporo światła, nawet jeśli inni będą lać na nas 'czerń'. Pamiętajcie, że możecie być przy mnie sobą, że jestem tu dla Was. Dziękuję każdemu, kto doczytał, jesteście moim 'światłem', jesteście moją prawdziwą duchową rodziną.

Do oszukanych💞

Jestem z Wami, jesteśmy w tym razem. Nie tylko przetrwamy, ale będziemy szli przez życie silniejsi, odnajdziemy jeszcze więcej skarbów, sami siebie zaskoczymy i to pozytywnie.

 Sercem z Wami.




niedziela, 22 października 2023

BARWY naszych 'OGRODÓW'.

 


No nie! Mało pisze, a tu jeszcze takie rozmazane zdjęcie dodaje...

No nie! Do tego to pierwsze zdjęcie.

A czepiasz się, takie mam i takie zamieszczam. Natural 100%. haha

No dobrze, dobrze. Niech ci będzie.


No nie!!!

Czego znowu?

Nie, nie i raz jeszcze nie! Ja się pytam, cóż to za mroczne foty. Niemal sam mrok, co to ma być???

No, a to moja droga jest mroczny ogród, który ja akurat widzę w wielu barwach. Zapraszam.

🙞⚘🙜





Ktoś tu ma tendencję do wkraczania tam:

- gdzie zakazane

- gdzie niebezpieczne

- w dróżkę, która wygląda podejrzanie i takie tam.

Tak, to ja.

Zaznaczę, że może i ciągnie mnie w takie zakamarki, ale z rozsądkiem.



Ten oto ogród, to w centrum się znajduje. Czy ktoś zgadnie, gdzie dokładnie?

Jak tam nie wejść, skoro ja ewidentnie zobaczyłam napis i to neonowy:

TAJEMNICZY OGRÓD, ZAPRASZAMY.

Myślę sobie, żem zwariowała, przyglądam się raz jeszcze, jak nic pisze...o w mordę...tam jest mniejszym drukiem dodane:

TAJEMNICZY OGRÓD, ZAPRASZAMY Agnieszkę i Sylwię. WŁAZIĆ!!!!

Nie było mowy przeca odmówić, to wręcz niegrzeczne.




Delikatnie dróżką, by nic nie zepsuć, bo my szanujemy czyjąś własność.

Brama tegoż ogrodu zamknęła się na cztery spusty.

Ok, to otwarty ogród, bez bram, ale co ja będę moją wyobraźnię ograniczać.

To była wieeelka brama, niestety przeźroczysta. Każdy mógł usłyszeć nasze dorosłe piski typu:

Aaa, patrz na to.

Uuu, a widziałaś to?


Drzewo tajemnej przeszłości. Cóż za okazy, czy te figurki mają znaczenie, jakieś konkretne...na sto procent.




Niestety ogród wszystkich tajemnic wyznać nie chciał, nie mam za złe. Cieszę się, że dostałyśmy zaproszenie. Wszak wiedzieć, czy widzieć, a nawet poczuć wszystkiego nie muszę. Cieszyć się zaproszeniem, magią zamkniętą w ogrodzie, czasem z bliskimi, to już powinnam.



Nie chcę wszystkiego wiedzieć, chcę odkrywać, co odkryć się przede mną zechce. Cieszyć się możliwościami, poczuć część marzenia kogoś innego, bo ten ogród przecież tym właśnie jest, prawda.

Spójrzcie tu, może ktoś odwzorował czyjeś cztery kąty, czyjeś miejsce spokoju, łez, smutku i radości.


Cóż robią tam te dzieła sztuki w zaroślach, jakaż to niespodzianka. Niby zarośla, a wystarczy się przyjrzeć, okazuje się, że zarośla kryją skarby omijane przez tych, co same zarośla dostrzegają.





Gdyby wszystkie ogrody były jasne, nie byłoby tych 'mrocznych', a nie każdy szuka tego samego. Znam tych, co w  'mrocznym' widzą barwy szczęścia. Kreują swój świat, a potem okazuje się, że ich świat, był natchnieniem dla innych.


Dlatego pozwalam na bycie sobą. Jak i ja chcę żyć po swojemu, tak innym na to pozwalam. Każdy swoją ścieżką idzie, każdy ma swój ogród. To, że jakiś może mi się nie spodobać, nie oznacza, że nie spodoba się komuś innemu. Wszak tam, gdzie jeden widzi ciemność, drugi może widzieć radość.


Dzięki temu tak bardziej kolorowo na świecie. 

Niebieski, jak i szary ważne są w życiu. Czasami dzięki szarości, można dostrzec niebieski, czasami zacna szarość, może być zwyczajnie dla kogoś prawdziwym pięknem.


Ogród ten bardzo się nam spodobał. Nietuzinkowy, aura przepiękna, ja taką uwielbiam. Chciałoby się poznać właściciela, a może właścicielkę. Mam poczucie, że to ciekawa persona.

Gdzie znalazła te wszystkie cuda, podróże, pamiątki innych, ciekawe, jaka jest historia tego miejsca.



Nie muszę jej poznać, dobrze za to czymś się interesować, poczuć szczyptę magii, stworzoną przez kogoś dla ciebie. Skoro czuję magię ogrodu właśnie tego, to oznacza, że ta magia została wyczarowana również dla mnie, dla nas.



Krótki to post, napisać coś do Was chciałam. Z serca piszę. Cieszę się, że są ludzie, którzy rozumieją mój 'ogród', dzielą się ze mną magię, duszę, wzrok, uczucia.

Dziękuje za wasze różne 'ogrody'. Cieszę się zaproszeniem do nich, każdy inny, każdy wyjątkowy. Jeden zielony, drugi czarny, każdy dla mnie ważny.


Czasami ten czarny, okazuje się najpiękniejszy, wystarczy nieco pochodzić, odkryć zarośla, otworzyć drzwi.



Dziękuję za czytanie.


niedziela, 27 sierpnia 2023

KIEDY...

 


Kiedy wiele się dzieje, sporo siły musisz z siebie wykrzesać, nie wiesz, ile to jeszcze potrwa... a tu nagle krzyk.

🙞

Jest wieczór, to coś wydaje takie dziwne dźwięki i to tylko wieczorem.

Czyżby to sowy?

Sowy w naszym mieście i to w samym centrum...

Nagle idąc 'domkami', kiedy słońce zbliża się do ustąpienia miejsca księżycowi, widzisz przelatującą młodziutką sowę. 

Sowy w moim mieście, cała rodzina sów... powinnam się tym martwić? Może.

Ja jednak, jak na dorosłą osobę przystało, poza myślami, czemu one nie w lesie, zaskoczyłam brata tym oto stwierdzeniem:

'Może Harry Potter się narodził...'

'A co jeśli szukają czarodziejów...ej tu jesteeeem.'


🙞

Kiedy obawiasz się podjętej decyzji, pomimo że sercem czujesz, jak warto było ją podjąć i nagle odwiedza Cię ktoś niespodziewany.

Już ubrana do pracy, coś sprawdzam w telefonie i słyszę trzask w okno. O mój Boże, to sikorka, to jest sikorka dziecko.

Leć na dwór.

Ona jednak nie chciała.

Udało mi się ją dać na balkon.

Ona wracała.

Jakaś Ty piękna, czego chcesz sikorko? Czy jesteś dzieckiem tych sikorek, które stołowały się u mnie całą zimę?

Spóźniona do pracy. Sikorka lata po pokoju, śpiewa.

Cała rodzina patrzy, bo czy to nie cud...chwila, którą zapamiętamy.

Złapałam ją w dłonie, postawiłam na balkonie dalej od mych drzwi. Marcin zerknął, przyleciał po sikorkę jej rodzic.

Jestem pewna, że to dziecko przyjaciół, którzy stołowali się u mnie cały zimowy czas.

Niedawno, kiedy spojrzałam na drzewo z naszego balkonowego ogrodu, zobaczyłam trzy sikorki patrzące wprost...dwie duże i jedna mała. To moi przyjaciele.


🙞
Kiedy się nie udaje, bądź ciężko zobaczyć, że jednak postawiłeś krok do przodu, zauważasz, że Twój aster jednak docenił, docenił całą pracę.

Zasadzone z nasion, jedzone przez szkodniki od samego początku. Przesadzane, wymodlone, nie ma mowy, by się poddać, chcę te astry.

Parę miesięcy walki, kiedy nie wiesz przecież, czy coś z tej walki dobrego wyniknie.

One jednak tak po cichu zaczynają Ci ufać, leczyć się, wzrastać, a nawet kwitnąć.


🙞

Kiedy myślisz, że mało potrafisz, inni to mają talenty. 

Spoglądasz na swoją robioną kamizelkę i myślisz:

'Ja to przecież zrobiłam, no ja.'



Pokazujesz z lękiem swoje prace i okazuje się, że znajdujesz ludzi szczerze je doceniających. Ludzi, którzy uświadamiają Ci:

Człowieku, Ty masz talent, pielęgnuj.

Moment, kiedy kolejny raz zrozumiałeś, że spróbowanie jest lepsze aniżeli gdybanie... zawalczyć o siebie, nie zawalczyć...

Postawić na żałuję, że spróbowałam, czy na, a co gdybym spróbowała.


🙞

Kiedy szukasz pomocy i nie potrafisz odnaleźć tego, czego szukasz.

Wiesz, czasami się zastanawiam:

Czy ja jestem pewna, czego szukam...

Odnalazłam wiele odpowiedzi, ulgi, siły, wytchnienia w czymś tak prostym, jak książki, powrót do dawnych hobby.


Ukochany autor Carlos Ruiz Zafon.

Wspaniałe książki. <3


Zaczęłam odnajdywać siebie i wdzięczność za swoje ciało poprzez ćwiczenia Qigong. Czasami mam wrażenie, że odpowiedzi, siła, przytulenie są nam dawane poprzez 'najmniejszych'.


🙞

Sowy dały wiarę.

Sikorki przywróciły poczucie, że jestem na dobrej drodze.

Obrazy, które maluję i o których usłyszycie, spowodowały, że doceniam siebie. Odkrywam to, co było we mnie uśpione, a takie  piękne.

Qigong pomaga mi pokochać swoje ciało, swoją codzienność, którą zresztą szczerze kocham (nie żeby wszystko haha).


Dziękuję sowom, moim sikorkom, drutom, a może raczej palcom, dzięki którym mogę dziergać. Dziękuję mnichowi z YouTube, który nie tylko uczy mnie Qigong, ale i dodaje tyle szczęścia. Dziękuję Astry, uwierzyłyście we mnie, jak i ja w was.

Dziękuję farby, pędzle, dziękuję moja wyobraźni, kocham Was. Tulicie, słuchacie, pomagacie wywalić emocje, wyzwalacie miłość.


Powiedz mi, proszę, co odmienia Twoje życie. 

Czy to ogród Cię przytula w zrozumieniu?

Może to wyklejanki, albo może puzzle sumiennie słuchają Twoich najgłębszych myśli?

Góry pomagają Ci uwierzyć w siebie, uspokajają?

Mam wrażenie, że mamy więcej przyjaciół, którzy wysłuchają, zrozumieją, niż czasami zdajemy sobie sprawę.


Tulu tulu dla Was. 






niedziela, 2 lipca 2023

Uratowana kropelka.

 


'Marcin, czy to nie jest krew?'

Niestety, plamka krwi już zasuszona na podłodze była zaraz koło leku taty, który po wyschnięciu wygląda tak samo, to nas zmyliło. Może tydzień później, patrząc na naszego ukochanego pieska Timmiego, zrozumiałam. Wstał, a w miejscu jego leżenia była taka sama plamka. Po tej plamce pojawiła się kolejna i kolejna. Jeśli jest tu ktoś, kto nie potrafi zrozumieć miłości, jaką można stworzyć ze zwierzęciem, nie musi czytać, bo będzie tego sporo.



Szybka reakcja, wizyta umówiona. To był kwietniowy poniedziałek, dzień wielkiej rozpaczy, dzień wdzięczności. Poprosiłam brata, by wychodząc z gabinetu, dał mi możliwie od razu znać, bo on podczas stresu się uśmiecha, a ja nie chciałam tej chwilowej zmyłki. Wyszedł zapłakany.

Operacja musi być, najlepiej dzisiaj, walczymy o każdą chwilę. Patrzysz na swoje kochane, włochate maleństwo, uśmiecha się do Ciebie, a Ty czujesz takie przerażenie.

Nasza droga pani weterynarz nie wiedziała, co to, wiedziała jednak, że trzeba szybko działać. Szukała dla nas pomocy, szukała chirurga na już.

Ten moment, ten sam dzień... przecież ja pisząc to, mam puls chyba z 300 i przeszklone oczy.... Ten moment, kiedy na niego spojrzałam w swoim pokoju, kiedy on się uśmiechał, a pod nim tworzyła się duża kałuża krwi... Bieg, serce wali młotem, wdech, wydech, by nie zemdleć, bo teraz nie można.

'Marcin, masz telefon, dzwoń do Marzeny (weterynarz).'

'Tato pomóż.'

Wycieram krew. Marcin dzwoni, tata trzyma Timmiego i tamuje krwotok. Krwi, jak w rzeźni i nie przesadzam. Ten widok mnie będzie zawsze prześladował. Od dużego pokoju, aż po same drzwi wejściowe, nie kropelki, a całe kałuże. Szok Timmiego, jego spojrzenie. Z jego penisa lało się, jak z odkręconego kranu na full.

Jedziemy, zostawcie te podłogę- krzyczy Marcin.

Ręczniki, pieniądze, co trzeba. Marcin bierze Timmcia na ręce, sam jest we krwi, nawet ja mam krew na sobie, wszyscy mamy.

Pierwszy przystanek.

Nie wytrzymałam, wybuchłam płaczem.

Wspaniała klinika, wspierający ludzie. Marcin z nimi rozmawia, ja podaję dane, ledwie mówiąc. Oni nie pomogą, nie ma sprzętu, zbierają na to pieniądze. Dali nam namiar na inną klinikę już w Katowicach. Wsparli, choć nie byli w stanie pomóc, to ich wsparcie dało nam siły.

Szybka jazda, przecież chodzi o sekundy, co zostało kolejny raz potwierdzone.

Marcina twarz, jego łzy, jego kochane dziecię, jego Timmi. Nigdy nie widziałam też takiego wyrazu twarzy u Timmiego, jak ja błagałam Boga o pomoc. My kochamy tego naszego czarno białego urwiska. Miłość nie jest tylko zarezerwowana dla ludzi, nie jest.




Wbiegnięcie do kliniki, dokładnie na Giszowcu.

Długo był Marcin z Timmcim w gabinecie. Z początku potraktowany, jak byle worek. Nabijanie się z decyzji naszej pani weterynarz o koniecznej operacji, bagatelizowanie... młody, bardzo mało doświadczony przez życie niby weterynarz. Pierw się sprawdza, potem ocenia, a nie marnuje cenny czas, który może zaważyć na życiu. Dzięki Bogu reszta lekarzy była na poziomie.

Los nam sprzyjał, bo akurat był chirurg, akurat przechodził przez TEN gabinet. Zrugał młodego kolegę, rozpoznał problem.

1% psów na świecie ma tę chorobę, to coś. Nasz Timmi jest tym 1%, nasz Timmi. Także nigdy nie myśl: 'a mnie to nie spotka', bo może. Dlatego kuźwa ceń swoje życie. 

Opadnięcie cewki moczowej, krwiak i coś jeszcze i jeszcze.

Marcin wychodzi.

Co z Timmim? - pytam.

Został, będzie operowany.

Opis Marcina, jak musiał zostawić Timmego, jak nie potrafił mu założyć kagańca, co tak mu się ręce trzęsły. Opis, jak nie chcieli się rozstawać, ale musieli...

Pierw ogrom badań, naprawdę mieliśmy wsparcie niebios. Nawet weterynarze nie znają tej przypadłości, a ten chirurg, akurat ten chirurg ją zna. Dziękuję Bogu za tego człowieka. Czekaliśmy kilka godzin w aucie, spacerując, trzęsąc się, borykając się z atakami paniki.

Kiedy szliśmy obok okna szpitalnego, usłyszeliśmy okropny pisk, a wręcz wrzask... wtedy był tam Timmi. Gdybym miała opisać wszystko, chyba zalałabym tu całą kartkę łzami.

Moment otrzymania sms-a, że Timmi jest do odbioru, że się wybudza, WYBUDZA.

Strasznie ciężko mi się to pisze.

Moment wyjścia tego puszka jeszcze oszołomionego, jego widok... nie wiem, jak opisać swoje uczucia, szloch, wdzięczność, jeszcze strach, a przede wszystkim miłość.

Podziw dla brata, bo mimo swojej silnej fobii dla Timmcia pokonał wiele barier.



Było dobrze, miałam do Was pisać, a tu znów krew.

Potem znów dobrze i krew. Uprzedzano nas, że nie wiadomo czego się spodziewać, co jest to tak tajemnicza przypadłość.

Byliśmy wykończeni. Nie wiem, ile razy odwiedziliśmy naszą panią weterynarz...ogrom.

Czekanie na wyniki badań, ta niewiedza, co może się dziać, sprawdzanie jego penisa, czy nie krwawi... spanikowane spojrzenia na podłogę, czy na pewno nie ma czerwonych kropelek.

Kochamy go, wiecie, kochamy go na całego.

Jest dobrze kochani, jeszcze mamy co nieco roboty, ale jest naprawdę dobrze. Wyniki dobre, penis już ładny, Timmi z nami.

Wszyscy to widzimy, on jest jeszcze szczęśliwszy. Był silny i jest silny. Kiedy jeszcze był świeżo po operacji w kołnierzu ochronnym, strzelał do nas uśmiech za uśmiechem, wtulał się w nas, okazywał miłość, tak, że czuliśmy się nią przepełnieni. Zresztą tak się czujemy.


Niestety jakoś miesiąc po tym, nagle okazało się, że mogę stracić kolejną bliską mi istotę. Mogłam stracić dwie ukochane istoty, obie są ze mną. Drugiej historii nie opiszę, nie dlatego, że trudniejsza, a dlatego, że nie przyszedł czas na nią... może kiedyś.

Ciężkie to były miesiące, nabawiłam się tego i owego przez stres. Jednak, jak to jest, tyle stresu, teraz trzeba powalczyć o siebie, ale jest także dziwne poczucie jeszcze większego szczęścia. Tak, bo są obok, bo mogę ich uściskać, też dlatego, że sama się zmieniłam. Poczucie, co dla mnie ważne jest jeszcze silniejsze, wdzięczność, myślę, że to zmieniło wszystko na lepsze. Może jeszcze siła, którą okazuje się, że mamy więcej niż myślimy, kiedy tylko trzeba.

Kochani, wielu z Was przechodzi, bądź przeszło przez najcięższe góry, jestem sercem z Wami, dumna!

Chcę zakończyć tego posta miło, bo mam za co dziękować. Niewdzięcznik, by biadolił, ale ja nie mam o czym, bo tak, jak pisałam, mogłam ich stracić, a nie straciłam.

Liczy się dla mnie chwila, od sytuacji z Timmim wiele się zmieniło, moje podejście do życia również. Coś zamknęłam, coś otworzyłam, ale najcenniejsze, co mam, to jeszcze silniejsza wdzięczność za tu i teraz, za moje skarby życia. Timmi się na mnie patrzy, nie ma go jeszcze w przyszłości, jest tu i teraz i ta chwila jest największym darem, jaki posiadam. Tu i teraz z ukochanymi. 

Dziękuję za przeczytanie pomimo mojej długiej ciszy. Dziękuję, że mi  towarzyszycie, kiedy idę w górę, kiedy spadam, kiedy się czołgam, kiedy wzrastam.

Czuję wdzięczność.





niedziela, 14 maja 2023

Razem za zamkniętymi oczami.

 


Dawno nie miałam takiej blokady. Chcę pisać, tęsknię za pisaniem, ale naprawdę nie wiem, jak się za to zabrać. Poszłam nawet w moje ulubione miejsce dumania, inspiracji, nagłego oświecenia...do toalety. ;D Dzień drugi, czternasty i nic. Dziś, a jest dokładnie drugi maja, kiedy piszę to, co piszę, zwyczajnie postanowiłam zacząć i nie czekać na to coś, co spaść nie chce. Czekać mogę kolejnych kilka dni, a nawet lat. Jestem pewna, że byśmy się za sobą stęsknili.





Mam przygotowane urocze zdjęcia ze skansenu w Sanoku, no i tak sobie pomyślałam przed dosłownie chwilą, że moglibyśmy wspólnie troszkę pomarzyć... tak, tak... wspólnie, tu i teraz.

Jakby to było zamieszkać w takim miejscu?






Czary-mary- mieszkamy tam i to wszyscy.



Cześć Basiu, cześć Aniu i Małgosiu, cześć wszystkim. :)

Zaklepuję ten dom, bo jak tylko go zobaczyłam, to się w nim zakochałam. Nie jestem pazerna, dom jest duży, kto chce, niech się wprowadza.






Fajnie byłoby mieszkać w tak przesiąkniętym klimatem domu na małym wzgórku z widokiem na całe miasteczko. Obudzić się wśród śpiewu ptaków, wyjść na taras i zawołać:

'Karolina, co Ty tam zaś plewisz i to o szóstej rano?'

'Nie plewię, sadzę astry.'

'Astry? Kocham te kwiaty, podzielisz się?'

'Podzielę, jak tylko urosną.'

'Bierz Roksanę i wpadaj na kawę. Ma przyjść też Alicja'.



Fajnie byłoby spotkać się na kawce, herbatce czy soku. Zjeść razem pyszne ciasto i pogadać o sprawach codziennych.

Bez telewizora, bez internetu i całej tej nowoczesności. Bez pogoni, bez 'sztuczności'... choć na jeden dzień.

Zamiast tego, chodźmy na spacer pogłaskać kozy, zagadać sąsiada, który zaraz zasiądzie w traktor. Zapukajmy do drzwi Urszuli, zaprośmy wszystkich na wspólny piknik.






Kamila przygotuje piękne dekoracje, kto chce gotować?

Co byście przygotowali, jak chcielibyście, by ten nasz piknik wyglądał?

Świeże jabłka z drzewa, warzywa z własnych ogródków, może ktoś zagra na instrumencie, a może razem zaśpiewamy...


Tylko sobie nie wyobrażajcie, że my ubrani w nasze typowe ciuchy jesteśmy, bo mamy ubrania dawnych lat.

Ja mam długi warkocz, kolorową sukienkę, a co mi tam, kamizelka też świeci barwami. Teraz Ty, co masz na sobie, wyobraź sobie.

Jesteśmy piękni, tacy, jacy jesteśmy, unikaty z nas.





Siedzimy razem na gigantycznym kocu wśród drzew, jesteśmy w sadzie pełnym drzew obsypanych kwieciem.

Wkoło lata dziesiątki, a może nawet setki motyli, czasami na nas przysiadają.

Jest słonecznie, ale nie gorąco, wieje delikatny wietrzyk, a panowie...no oni mają swoje zajęcia, choć niektórzy z nami siedzą.

Cześć Tomas, cześć Fernando.

Spójrzcie! Ktoś rozwiesza właśnie lampki wkoło. Nocą drzewa rozbłysną światłem, ale już Ci powiem, że i tak je na chwilę zgasimy.

Mam małą niespodziankę.



Wiem z pewnych źródeł, że tej nocy i to w tym właśnie miejscu, gdzie  jesteśmy, pojawi się milion cały świetlików. Nie zważaj na zdjęcia, wyobraź sobie, jak razem oglądamy ten spektakl. 

Myślę, że wszyscy patrzylibyśmy jak zahipnotyzowani, jedni uśmiechnięci, inni ze łzami w oczach, to niezapomniana chwila, razem ją przeżywamy.

Jest tylko tu i teraz, ty, ja, my.




Jesteśmy otoczeni magią chwili, tworzymy wspólnie coś niesamowitego. 



Czy potrzebny był nam do tego telewizor? Czy warto czekać i czekać i czekać?

Nie lepiej postarać się stworzyć ciut magii?

Poprzez słowa, poprzez wyobraźnię, poprzez powiedzenie sobie: już nie czekam, działam.



Właśnie zabrałam siebie w tak czarodziejską chwilę. Zastanawiam się, jak zareagujecie na te moje wyobrażenia, czy się Wam spodobają, czy zatopicie się w nie razem ze mną? 

Wierzę, że ktoś tak, wierzę, że z kimś podzielę się tym małym marzeniem.




Fajnie było z Wami posiedzieć w sadzie, zjeść pyszności, pośpiewać i obejrzeć spektakl miliona świetlików.

Fajnie było na chwilę zatopić się w marzeniach.

Nie, nie trzeba zawsze biec, czasami usiąść, rozmarzyć się może dać dużo więcej niż bieg. Ja czuję się nasycona, bo choć w ten sposób mogłam się z Wami wszystkimi spotkać. Tak, uśmiecham się do Was i wiem, że dostanę parę uśmiechów zwrotnych. :)










Ps. Zdjęcia dla tych, którzy lubią sobie ze mną chwilę posiedzieć, przytulam. <3