niedziela, 27 stycznia 2019

Bardzo długo na to czekała. Post urodzinowy. 🎂


Dziesiątego stycznia, choć ponoć dziewiątego, przyszła na świat moja przyjaciółka. Rzecz jasna, wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam, nawet mnie na świecie nie było. Chyba czułam, że bratnia dusza się już pojawiła w świecie, to też siedem dni później postanowiłam zrobić to samo.



Tyle lat chodziły blisko siebie, nie wiedziały, że staną się sobie tak bliskie. Minęło już niemal 20 lat.              Długo, a jakby sekunda przeleciała.



Na post ten Sylwia czekała bardzo długo. Chciałam, by pojawił się 10 stycznia, ale pojawia się teraz. Mam nadzieję, że się ucieszy, może nawet zaskoczy, że wreszcie pojawił się wpis o naszej wakacyjnej wyprawie.



Trzy dni pełne wrażeń. Zwiedziłyśmy Hel, naszą główną siedzibę tych wakacji. Byłyśmy również we Władysławowie i w miejscu, które z marszu stało się dla nas jakby bliskie, piszę o Gdańsku. Post z tego miejsca pojawi się nieco później i pewnie będzie pełen zachwytów. hehe



Nie mogę nie wspomnieć o jeszcze jednym punkcie na mapie, które zwiedziłyśmy.
Czytajta uważnie, bo ta wyprawa była niesamowita, zaskakująca, niepoważna. Zaczynajmy:
Sylwusia i Agusia weszły do pociągu zacnego. Powędrowały nim poprzez lasy i pola. Pociąg zatrzymał się w miejscu docelowym zwanym... toż zapomniałam... Puck, jak mniemam.
Stanęły na peronie, rozejrzały się wkoło, spojrzały na siebie w milczeniu i powiedziały: 'To co, wracamy?'... 
Weszły z powrotem do tego samego pociągu i tym sposobem znalazły się we Władysławowie.
Takie z nas nietuzinkowe podróżniczki. buhaha






Tak, tak... ten post jest pełen zdjęć. Wszystko, by ucieszyć Sylwinkę balbinkę. No to dawajta teraz parę, bo gdzie to wszystko upchnąć.









Hel bardzo przypadł nam do gustu. Piękne domki, dużo roślinności, bardzo klimatycznie. Oczywiście pierwszego dnia zobaczywszy plażę, żeśmy się nieco zawiodły. Taaa, piszę o tej małej, a nie  o pięknej plaży pełnej magii, którą odwiedziłyśmy ostatniego dnia.
Wracać do domu zupełnie się nie chciało. Piękna pogoda, lekka bryza, choć upał doskwierał niemiłosiernie.
Te dwa wielkie dzieciaki, Flip i Flap, poszły pohuśtać się na huśtawkach. Jedna z nich spadła, ależ było zabawnie.

Poszłyśmy, bo jakżeby inaczej na cypel. Tam chciałyśmy pożegnać się z morzem. Obie czułyśmy się wspaniale, obie chciałyśmy zostać tam nieco dłużej.
Sylwia wyciągnęła Piccolo, ależ z nas pijaczki... wybaczcie, wiem, że nie przystoi damom. haha








Uczciłyśmy naszą wspólną wyprawę, czas wspólnie spędzony. Tylko trzy dni, a my widziałyśmy ogrom, doświadczyłyśmy wiele dobra. Cudne zachody słońca, wyśmienite potrawy, dużo rozmów, dużo wygłupów.
Ja osobiście kocham chodzić brzegiem morza, mogłabym tak godzinami. Kiedyś Wam opiszę wakacje z mamą i to jak na brzegu spotkałyśmy rekina.




Uwielbiam te nasze przyjacielskie odkrywanie świata.














No tak, tylko jedna rzecz mi zupełnie nie pasowała, istny koszmar... zgroza. Mam na myśli bezczelne, krwiopijce komary. Tam to jakieś mutanty latają. Tak mnie pogryzły, że ledwie chodziłam. Strzeżcie się helskich komarów, to prawdziwe mendy.

Tym oto sposobem zakończę ten post, co zdjęć dużo, a też nie chcę przesadzić.



Choć chwilka, chwilka. 
Przeca ja tu muszę wspomnieć o jednej z najlepszych imprez, na jakich byłam.






Zaraz obok naszego domku (z przemiłą właścicielką), stoi sobie mały, bardzo klimatyczny lokal. 
Sylwia zaproponowała, byśmy poszły na szanty i to śpiewane przez prawdziwego kapitana statku. Poszłam i byłam niesamowicie zaskoczona. Przeszliśmy przez próg lokalu i od razu poczułam się swojsko. Kochani, mnie tam totalnie 'odwaliło', śpiewałam na całego, bawiłam się jak nigdy. Sylwinka również była zaskoczona.
Patrzę, nad swoją głową widzę potężny dzwon. Myślę sobie: ' Jakby to było fajnie w niego uderzyć...'.
Dziękować Bogu, że tego nie zrobiłam.
Chwil parę minęło i dźwięk dzwonu rozbrzmiał w mych uszach i nie tylko w mych. ;D
Patrzymy, a na stole pojawiają się kieliszki z wódką. Czyli po to ten dzwon. Kto w niego zabije, ten stawia wszystkim. Uf... upiekło mi się, a ludzi było całkiem sporo.


Wieczór ten chciałabym przeżyć jeszcze raz. Kapitan niesamowicie miły, zabawny. Ludzie rozmowni, przyjacielsko nastawieni. Jeden z najlepiej spędzonych wieczorów, myślę, że Sylwinka się zgodzi.
Dobrze, teraz już kończę ten wpis.
Sylwinko, twórzmy, jak najwięcej takich chwil. Sto lat, to mój prezent mega spóźniony, ale od serca.💝🎂






Do następnego kochani, a teraz pośpiewajmy. ;D








wtorek, 1 stycznia 2019

Podsumowanie 2018 roku. Dziękuję, bo było naprawdę ciekawie. ♡♡♡



🙜2018🙞

Był to dobry rok, tak naprawdę był to bardzo dobry rok. Owszem nabawiłam się szumów usznych, nie są one niczym przyjemnym. Przypominają jednak, co ważne w życiu. Mnie też pozwoliły rozumieć, że już nie ciągnie mnie do zabaw nocnych, wielkich skupisk ludzi. Już wcześniej to czułam. Pamiętam, jak siedząc w lokalu, otoczona ludźmi, obdarowywana typowymi komplementami, rozmowami przepełnionymi pustymi słowami czułam, że tęskno mi do czegoś zupełnie innego, że już nawet nie chce mi się tam siedzieć.
Nic mnie tak nie relaksuje, jak matki natury piękno. Mam poczucie naprawdę wielkich zmian w sobie.
Odkąd są problemy w pracy, cała masa oszustw, samolubów niedoceniających pracowników i to bardzo chwalonych pracowników, zrozumiałam, jaka ja jestem silna, silniejsza z każdą chwilą.
Na początku były łzy. Dlaczego 'wszystko' się rozwala tak nagle? Pierw szumy, do tego problemy w pracy, którą tak uwielbiam. Gniew, płacz, rozczarowanie. Teraz jest inaczej, czuję, że po prostu muszę płynąć z nurtem życia.

Wiele dobra mnie spotkało w poprzednim roku, choćby właśnie praca z cudownymi ludźmi. Zwiedziłam nowe miejsca. Marzyłam o zobaczeniu bajkowego zamku i taki też był mój urodzinowy prezent.
Koncert Awolnation był magią, czystą magią spędzoną z ukochaną przyjaciółką.
Odkryłam makramy, które stają się moją coraz to większą pasją.
Spędziłam cudowne wakacje z mamą. Chodziłyśmy po Łebskiej plaży, rozmawiałyśmy o marzeniach, rzucałyśmy się piaskiem i tuliłyśmy miłością.


Pojawił się Timmi, braciszek Dinusia, za którym tęsknić nie przestanę. Timmi jest prawdziwym cudem i dodaje ogrom prawdziwego szczęścia, bardzo go kocham.

Spotkało mnie jeszcze coś bardzo miłego i powiedziałabym dość zaskakującego. POZNAŁAM JEDNĄ Z WAS W REALU. :D
Jaki ten świat mały, jak potrafi zaskoczyć. Od samego początku miałam poczucie, że ta kobita przypadnie mi do gustu.
Pamiętam, jak stałam przed cukiernią, rozmawiałam przez telefon z Sylwią. Było słonecznie, bardzo upalnie. Nagle poczułam, że na moich plecach zawisł wielki, serdeczny uśmiech.
Rozmowa długa, głośna, pełna radości. Zresztą każde nasze spotkanie jest właśnie takie.
Tą osobą jest Agnieszka,broń Boże nie mówić Aga!!!!! buahaha
Można zobaczyć nasze wspólne i jakże boskie zdjęcie na pierwszym kolażu w lewym górnym rogu. Agnieszko i jak Ci się podoba?

Patrzę tak na te moje kolaże, jest tam wszystko, co dla mnie najważniejsze.
Mam wrażenie, że jeszcze bardziej ciągnie mnie do natury. Pragnę jeszcze więcej czasu jej poświęcić, pragnę, by była moją modelką na fotografiach. Chcę jeszcze dogłębniej poznać Jej moc.
Idę na spacer do lasu, zapowiadają śnieg.
Czuję jakby mój 'duch' nabierał zrozumienia, jakby odkrywał więcej prawdy o sobie. To dobrze, to coś bardzo dobrego, a nawet wyczekiwanego.

Mam chyba po raz pierwszy tylko jedno postanowienie i nie żeby takie typowe noworoczne. Od jakiegoś czasu odkąd czuję się jeszcze bardziej świadoma samej siebie, postanowiłam żyć pięknie, choćby nie wiem co się działo, staram się żyć najpiękniej, jak na daną chwilę potrafię. Życie jest nieprzewidywalne, bo ja tam myślałam, że nabawię się szumów usznych. Mimo że mnie wkurzają, to staram się żyć nawet i jeszcze lepiej. Wiem, że teraz to zacznie się fala badań, jeszcze większa walka z pracodawcami, ale najważniejsze, że są bliscy, że zostałam obdarowana pasjami, miłością i siłą, którą ona daje.

W tamtym roku miałam konkretne postanowienia jak na przykład nauka włoskiego. Jak mi poszło?
Do bani.
Właściwie to sama podjęłam decyzję, że nie jest teraz czas na naukę tego języka. Pojawiła się tak niespodziewanie praca, pojawiły się makramy. Nie oszukuję się, że na wszystko mam czas. Wybrałam, co najważniejsze, co pcha mnie do przodu i powoduje, że ciepełko gości w sercu.

Żyję coraz bardziej świadomie. Czuję coraz większą satysfakcję, mimo tego, że jeszcze tyle trzeba zrobić, tyle cegieł postawić.
Budowa jest całkiem ciekawa, wymaga ciężkiej pracy, ale ile z niej satysfakcji, kiedy patrzymy na rezultaty. Cegiełka po cegiełce i powstanie prawdziwy, pełen miłości zamek. 

Oto jedna z cegiełek. Mała, bo mała, ale pierwsza i wymarzona pólka makramowa, jak ją nazywam. hehe Tworzy się coraz więcej, nie marnuje się nic.




🙞

Dziękuję Ani
Wygrałam u Niej Candy. Jupiju
Cudowne ozdoby radują moje serce i oczęta. Celowo postawione na stole, bo nie tylko piękne, a i dodające poczucia otaczającego mnie szczęścia.



Chcę również podziękować Basi, która od początku jest moim motywatorem, aniołem w ludzkiej postaci. Dziękuję za Geranium, za wsparcie.

Kochana Moniko, raz jeszcze dziękuję. Pomagasz mi wierzyć jeszcze mocniej, że będzie coraz to lepiej. Książka przywędrowała do mnie w najpiękniejszym momencie, jakim mogła. Leżę w łóżku obudzona przez odgłos domofonu. Listonoszka przyniosła paczkę dla pani Agnieszki. Wigilijny poranek rozpoczęty w tak magiczny sposób.




Dziękuję Wam wszystkim za kolejny rok pełen sympatii, wsparcia, śmiechu, a także smutków. Jesteśmy super blogową rodzinką, myślę, że w tej dziedzinie życia jesteśmy prawdziwymi szczęściarzami.

Cudownego 2019 roku. Żyjcie w zgodzie z Waszymi serduchami. Nie dawajcie się złej energii. Niech zdrowie dopisuje, miłość najszczersza bardzo mocno przytula, a marzenia... niech się spełniają krok po kroku. Życzę Nam wszystkim również większej świadomości, co ważne.

Przytulam bardzo mocno, uśmiecham się szeroko. 😁😘