niedziela, 26 sierpnia 2018

Wiadro, mop i z dumą stawiam kolejny krok.


Wielu z Was wie, że parę lat temu z powodu pracy/szefostwa straciłam zdrowie. Trzy lata walki. Trzeba było mimo przeszywającego na wylot bólu, wykazać się jeszcze większą siłą.
Udało się, jednak chcę się Wam do czegoś przyznać. Cała ta sytuacja, szefowa, utrata zdrowia spowodowały, że zaczęłam bardzo bać się pracy.

Chodziłam sporadycznie na rozmowy kwalifikacyjne. Starałam się nie myśleć, że i tu będą mnie wykorzystywać, gardzić, rujnować. Przyznam się również, że nie było mi zbyt smutno, kiedy pracy nie dostawałam.

Choroba ładnie śpi, lecz nie znikła całkowicie. Nie mogę wybrać byle zawodu, ograniczenia powstały. Zaczęłam się gubić, nie mogę robić tego i tamtego, więc, co mogę robić? Muszę zarabiać, nie mogę doprowadzić, by choroba się przebudziła, a o to łatwo.
Z biegiem czasu w mojej głowie pojawił się całkowity mętlik. Swoje to trwało, różne spotkania                        z potencjalnymi pracodawcami się odbywały, a ja mimo obaw dawałam z siebie wszystko, nie umiałam tylko przeskoczyć ograniczeń. Nie umiałam utrzymać tych cholernych kwiatów, by ułożyć porządny bukiet. Za dużo ich było, za mało sił w rękach... zagubienie, niemoc.

Jednym z moich ważniejszych postanowień na ten rok, było pokonanie lęku i wyjechanie do pracy sezonowej. Potoczyło się zupełnie inaczej.


🙞



Wracając do domu, rozradowana po koncercie Awolnation, wiedziałam, że ten jeden wieczór mnie zmienił tak naprawdę.
Siedziałam na oparciu łózka i z uśmiechem opowiadałam o mojej magicznej róży. ;)
Dla tych, którzy nie znają historii: KLIK
Madre zaczęła opowiadać, że brakuje jej ludzi do pracy. Jest brygadzistką. Pracowała za dwóch, jej twarz dobitnie ukazywała jej wyczerpanie. Z uśmiechem tak niespodziewanie, zadała mi pytanie:
'Zgredzik, wiem, że to sprzątanie, ale może chciałabyś spróbować?'
W tym momencie obudził się lęk. Sprzątanie, ruch, woda... moje stawy tego nie wytrzymają.
Spojrzałam na różę, spojrzałam na hermana mi dopingującego i wreszcie na zmęczoną twarz madre.
'Tak, spróbuję'- lęk mnie przepełniał.
Madre zdając sobie sprawę z moich ograniczeń, dała mi czas, by to przemyśleć. 
Bardzo się bałam kochani. Wydarzenia sprzed lat, niemożność ruchu, sztywniejące ciało od stóp po szyję. Wszystko do mnie wróciło.

Nie zmieniłam zdania. Poszłam na próbę z całą paletą obaw. Śpiewałam piosenki Awolków, skupiałam się na pracy i na dumnym wyrazie twarzy mamy.

Moi drodzy, pracuję już niemal pięć miesięcy. Jest to praca weekendowa. Czyszczę halę wielkim mopem, zrywam kleje, wracam cała zabrudzona.



Sprzątanie, sprzątaczka, czy to brzmi dumnie?
Dla wielu osób nie, dla wielu osób, to zawód z najniższej półki.
Usłyszałam, mając już tę pracę:
'Załatwię Ci robotę w Holandii'.
'Ale ja już pracuję'.
'Nie pracujesz'.
Wstaję ok. 5 rano, pracuję ciężko i dobrze, co jest zauważane. Najważniejsze, że wracam do domu dumna z siebie.
Tak, biorę mopa giganta i heja.



Kim jesteś? Sobą.
Pytałem o zawód.
Dla mnie to dwa zupełnie odrębne pytania. Pracuję jako sprzątaczka. Jestem miłośniczką fotografii, pisania, natury. Jestem córką, siostrą, przyjaciółką. Jestem zwariowana, może nieco dziecinna, ale również bardzo silna. Czasami wredna, czasami zagubiona. Jestem sobą.



Mam świetne towarzystwo w pracy. Jedna osoba musi pracować na dwa etaty, od poniedziałku do niedzieli. Ktoś potrzebuje pieniędzy na chore dzieci, na umierającego męża, na spłatę długu, leczenie kręgosłupa, błąd młodości.

Oklaskujemy często gęsto lekarzy, muzyków, czy sportowców. Brawo.
Oklaskuję również sprzątaczy, ślusarzy, murarzy, ulotkarzy...
Lekarz pracuje, ślusarz pracuje. Oboje się starają, oboje wybrali walkę o życie, zamiast użalania się nad sobą czy inne absurdalne powody. 
Co człowiek, to inna historia.

Widuję w pracy takich ludzi, których śmiało, można oklaskiwać. Nie poddają się ciężkiemu życiu, chorobom, rozleniwieniu. Wstają co świt i często z uśmiechem wykonują prace, które wielu omija szerokim łukiem.
Nie mówią mam studia i nie będę nigdzie indziej pracować jak w swoim zawodzie. No, a już na pewno nie będę męczyć się za najniższą krajową.

Rzucam czasami mopem, ukażę mój niemały zasób brzydkich słów, ale lubię tam pracować. Mogę przekląć, bo praca ciężka. Mogę zawyć operowo na całą halę. Mogę pośmiać się z moją fajową ekipą. 

Dbam o zdrowie jeszcze bardziej. Stawy się odezwały, ale już się uspokoiły. Praca jest weekendowa, to też moje stawy się już tak nie buntują. Uprawiam jogę regularnie, piję więcej wody, ćwiczę oddech, jem zdrowo. Jest dobrze. Jestem taka z siebie dumna. 

Widzę zaskoczone miny, słyszę zapytania. No bo taka młoda dziołcha sprząta cała umazana. Sprząta, nie tylko ona. Nie czekała na pracę marzeń, postanowiła powalczyć o swoje szczęście. Walka o siebie nie oznacza samego chodzenia po puchatym dywanie, czasami trzeba przejść przez zabrudzoną jezdnię, a nawet rozgrzany węgiel.

Własne pieniądze, świadomość wygranej z lękiem, ogrom nauki, a nawet śmiechu. Madre nie musi pracować w weekendy, za to może być dumna. Jej dzieci, bo tak, hermano też tam pracuje, jej dzieci poszły krok dalej. Od dawna Wam piszę, że chcę opowiedzieć historię mojego brata. Nie chcę go zmuszać, poczekam, aż będzie gotowy, ale napiszę Wam, że mój brat jest prawdziwym bohaterem życia.


Brawo hermano, brawo dla wszystkich walczących o siebie, o bliskich, o przetrwanie, o zdrowie. Brawo dla wszystkich tak usilnie starających się wygrać z lękami. 
Brawo.